|
Fot. Maria Weronika Kmoch, 2 V 2023 r. |
|
Fot. Maria Weronika Kmoch, 2 V 2023 r. |
Przed II wojną światową ul. Wężyka była, jak pisał Jerzy Kasprzycki, „porządnie zabrukowana (wprawdzie tylko 'końskimi łbami'), z chodnikami (wprawdzie tylko po jednej stronie), z latarniami typu 'pastorał', które wieczorami wytrwale oświetlały zagony ziemniaków, łany zboża i tabliczki z nazwami ulic zaledwie zarysowanych – Ślizgowcowej, Filona, Sportowej, Broniwoja, Bieżanowskiej”. Obszar ulicy Okęckiej z przecznicami (Filona, Ślizgowcowa, Rzewuskiego, Sportowa) nazywano Glesmanówką, odwołując się do nazwiska pierwotnego właściciela tego terenu, lub Marysinkiem czy Wandusinem, przywołując imiona, które darzyli sympatią nabywcy parcelowanych działek. Jeszcze w 1944 r. przy ul. Pyrskiej znaleźć można było „pojedyncze, z pozoru dostatnie gospodarstwa wiejskie, oddzielone wielkim polem uprawnym od napierających zewsząd kolonii willowych z kierunku ulic Bachmackiej, Baboszewskiej, Naruszewicza i (...) Wężyka”. Ta ostatnia, „zdążając na umówione od lat spotkanie z ulicą Pyrską, nigdy właściwie nie osiągnęła celu, w końcu zmarnotrawiła siły wśród niewybrednych przygód z różnymi ścieżkami, dróżkami, miedzami, wśród chabrów, maków i polnego rumianku”.
Kasprzycki zaznaczył: „Przy końcu lat dwudziestych ceny gruntów były stosunkowo niskie na terenie tak peryferyjnym: za 1 łokieć kwadratowy brał Glessmann gotówką 25 gr. Nabywcy wywodzili się z różnych warstw społecznych – i urządzali się zgodnie ze swymi gustami, obyczajami, możliwościami. Zaczynali od obsadzania parceli zielenią, drzewami owocowymi i krzewami ozdobnymi, truskawkami i porzeczkami w oczekiwaniu dogodnej sytuacji finansowej, aby się pobudować. Jedni stawiali solidne dworki, inni – nowoczesne wille w stylu funkcjonalnym, jeszcze inni – parterowe bungalowy, pomysłowo wtopione w fantazyjną oprawę roślinną.
Parcelacja działek nie była całościowa: „Tu, na peryferiach, właściciele gospodarstw, małych folwarczków, ogrodów i sadów stopniowo okrawali swoje nieruchomości, wycinając z obrzeży nieduże działki. Starali się jak najdłużej – dopóki to było możliwe – zachować jądro dawnej posiadłości, budynki mieszkalne i gospodarcze, studnię, dojazd. Dlatego też nabywcy tych działek wznosili na nich funkcjonalne wille często tuż obok chlewików i obór za płotem. (...) Potrzeby finansowe, nacisk podatków miejskich, rosnące koszty niezbędnych inwestycji zmuszały jednak do nieustannego pomniejszania tej 'strefy ochronnej'. (...) Jeszcze nie było nawet zarysu dalszego ciągu ulicy Woronicza, a już – wśród plantacji kapusty i pomidorów – nagryzmolono jej nazwę na kawałku deski, wetkniętej obok świeżego wykopu fundamentowego”.
Jak zaznaczył Kasprzycki, „Nie ma śladu po ulicy Rzewuskiego, Ślizgowcowej, Pyrskiej, pozostały tylko resztki po ulicach Sportowej, Filona, Okęckiej. A i ta resztka jest dziś prawie niewidoczna w otoczeniu bloków powojennego osiedla. Wskazuje natomiast nieomylnie linię ulicy Okęckiej dworkowy fronton willi, która dziś przynależy do ulicy Ksawerów (nr 20)”.
|
Skrzyżowanie ul. Wężyka i Rzewuskiego, dziś teren TVP. Źródło (dostęp 8 VI 2023 r.). |
Nazwa Wandusin może odwoływać się do Wandy Tomaszewskiej, która wraz z mężem Edwardem mieszkała przy ul. Okęckiej. Była siostrą aktorki Jadwigi Smosarskiej.
W 1869 r. wdowa po Janie Kantym Józefie Smosarskim (1810–1857), Ludwika Matylda ze Stocków z dziećmi, oraz Felix Smosarski (1812–1876) z dziećmi przeprowadzili się do Szop Niemieckich. Jedna z córek Felixa Smosarskiego wyszła za mąż za Konstantego Antoniego Lubicz-Łapińskiego. Łapińscy byli rodziną ogrodniczą. Mieli ziemię w Szopach Niemieckich. Z trzech synów Jana Kantego Józefa jedynie najstarszy Franciszek pozostał w Szopach Niemieckich. Uruchomił własne przedsiębiorstwo ogrodnicze. Franciszek Smosarski był stryjem aktorki Jadwigi Smosarskiej. Dzięki prasie dostępnej online wiemy, że 24 I 1916 r. ktoś napadł na dom Franciszka Smosarskiego i jego dzieci.
Przed II wojną światową powstały domy przy ul. Filona, np. nr 16 z połowy lat 20. XX w. Przy ul. Filona mieszkała pisarka Wanda Melcer-Sztekker z mężem, zapaśnikiem Teodorem Sztekkerem. Dom był „otoczony ogrodem, urządzony ze smakiem i dobrze pielęgnowanym. Takich skromnych domów jednorodzinnych było tu więcej – niektóre z nich przetrwały do naszych czasów (...) Większość jednak zniknęła podczas budowy kompleksu gmachów telewizji” – pisał Jerzy Kasprzycki.
|
Fot. Maria Weronika Kmoch, 10 V 2023 r. |
W pobliżu, przy al. Niepodległości 36, do dziś stoi dom Jana i Leonii Woźniaków z 1933 r. Obok, pod numerem 38, stoi dom Bolesławy i Eugeniusza Maleckich, liczący sobie tyle samo lat. Na budynku widoczne są ślady kul z powstania warszawskiego. Obok, przy ul. Broniwoja 5, stoi apartamentowiec z 2012 r. Zaprojektował go Piotr Czarnecki z zespołem. Budynek trafił do finału konkursu Życie w Architekturze.
|
Fot. Maria Weronika Kmoch, 3 V 2023 r. |
|
Fot. Maria Weronika Kmoch, 3 V 2023 r. |
|
Fot. Maria Weronika Kmoch, 2 V 2023 r. |
|
Fot. Maria Weronika Kmoch, 2 V 2023 r. |
|
Fot. Maria Weronika Kmoch, 3 V 2023 r. |
|
Fot. Maria Weronika Kmoch, 2 V 2023 r. |
W 1935 r. na posesji przy al. Niepodległości 18, którą ogrodzono parkanem, stały dwa małe budynki. Tadeusz Galik i Stanisław Sosnowski zaprojektowali dom dla Ireny i Jana Krysów. Powstał w latach 1936–1937. Prawdopodobnie w 1968 r. po obu stronach kamienicy dobudowano dwa nowe budynki. Dziś to adres al. Niepodległości 43/47.
|
Kamienica przy al. Niepodległości 45, w głębi dom przy ul. Filona. Fot. Ryszard Ruszkowski, 1944 r. Źródło (dostęp 3 V 2023 r.). |
|
Fot. Maria Weronika Kmoch, 2 V 2023 r. |
W drugiej połowie lat 30. XX w. powstała willa przy ul. Wielickiej 33A.
|
Ul. Wielicka 33A. Fot. Maria Weronika Kmoch, listopad 2020 r. |
W międzywojniu powstała kamienica przy ul. Wielickiej 23 (nr hip. 11184). Należała do Ireny Haag pochodzącej z rodziny osadzonej w Szopach Niemieckich w I poł. XIX w. Właścicielem domu przy ul. Wielickiej 25 był zaś Waldemar Haag. Pod numerem 23 mieszkała Aurelia z Haagów Gawrychowska z mężem Mieczysławem Gawrychowskim. Na cmentarzu ewangelicko-augburskim przy ul. Młynarskiej pochowany jest ich dwuletni syn Jacek Ireneusz Jan (1929–1931). Aurelia Gawrychowska była też właścicielką zachowanej do dziś kamienicy przy ul. Radzymińskiej 29A.
Działka przy ul. Wielickiej 23 miała nieregularny kształt, co wynikało z wkształtu wytyczonej przed wojną Al. niepodległości. Przed 1939 r. powstał dom pod nr 6, przypisany do planowanej ulicy. Z kolei jednopiętrowy dom Gawrychowskich miał z boku jednokondygnacyjny ryzalit zwieńczony tarasem. Trójosiowa fasada była zdobiona ryzalitem klatki schodowej z wstęgowym oknem, zaś w przyziemiu umieszczono wejście do budynku z wgłębnym kilkuschodkowym portalem. Budynek zwieńczyła attyka nieco wyższa nad centralną częścią fasady. Budynek zburzono po 1977–1978, zburzono go zapewne krótko później.
|
Budynek przy ul. Wielickiej 23, lata 70. XX w. Fot. Maciej Łukasik. Źródło (dostęp 26 VI 2023 r.). |
|
Budynek przy ul. Wielickiej 23, lata 70. XX w. Fot. Maciej Łukasik. Źródło (dostęp 26 VI 2023 r.).
|
Warto napisać o willi Apolonii i Aleksandra Stephanów z 1936 r. przy ul. Bieżanowskiej 5. Wraz z otoczeniem w 2007 r. została wpisana do rejestru zabytków (nr rej. A-756 z 26 VI 2007). Zauważamy tu mansardowy dach, zbliżony do krzyża rzut budynku, jednoosiową fasadę ze zdwojonym oknem w przyziemiu, zamkniętym półkoliście oknem piętra oraz niewielkim owalnym okulusem w poddaszu. Pod nim umieszczono symbol odwróconej korony. Do korpusu dostawiono prostopadły segment z wejściem przez ganek z kolumną. Na tej ścianie umieszczono też okrągłe okno o gęstym szprosowaniu dzielące je na 8 koncentrycznie rozmieszczonych wycinków koła. Budynek wystawiono przy planowanym skrzyżowaniu Bieżanowskiej i Okęckiej. Do ściany wychodzącej na planowaną Okęcką dostawiono werandę z tarasem na górnej kondygnacji.
Budynek zaprojektował urodzony w okolicy Kłodzka Aleksander Stephan (1884–1944). Inspirował się architekturą Dolnego Śląska. Architekt w 1932 r. został kierownikiem Papierni PWPW. Stephanowie mieli dwójkę dzieci: Hannę i Zdzisława. Syn przed 1939 r. prowadził zakład instalujący grzejniki elektryczne. Z żoną Aliną miał córkę Ewę. Alina Bursze, synowa Aleksandra Stephana, wspominała: Mieszkam w willi teściów (...) przy ul. Bieżanowskiej 5. Z mężem Zdzisławem zajmujemy na pięterku dwa małe pokoje, mamy wspólną łazienkę ze szwagierką (Hania Małczyńska), jej mężem Wojciechem Małczyńskim i rocznym Krzysiem. Kuchenkę urządziliśmy w korytarzu. Posesję nazywała Bieżanowem.
|
Rys. Joanna Giżejewska, październik 2005 r. Źródło (dostęp 2 V 2023 r.). |
|
Fot. Joanna Giżejewska, październik 2005 r. Źródło (dostęp 2 V 2023 r.). |
|
Fot. Joanna Giżejewska, październik 2005 r. Źródło (dostęp 2 V 2023 r.). |
|
Fot. Joanna Giżejewska, październik 2005 r. Źródło (dostęp 2 V 2023 r.). |
|
Fot. Joanna Giżejewska, październik 2005 r. Źródło (dostęp 2 V 2023 r.). |
|
Willa przy ul. Bieżanowskiej 5, 2012 r. Fot. Ernest90s, CC BY-SA 3.0 PL, Wikimedia Commons |
|
Willa przy ul. Bieżanowskiej 5, 2012 r. Fot. Krysiul, CC BY-SA 3.0 PL, Wikimedia Commons |
|
Fot. Maria Weronika Kmoch, 2 V 2023 r. |
W 1943 r. 1943 r., po ataku Gwardii Ludowej na papiernię, Aleksander Stephan został jednym z komisarzy instytucji. Na początku powstania warszawskiego, 2 VIII 1944 r., kiedy papiernia jako ważny punkt w systemie obronnym Starego Miasta została zaatakowana przez powstańców, Stephan zginął od kuli powstańczej.
Budynek pojawia się w filmie Nie ma róży bez ognia jako dom Filikiewiczów.
|
Willa w filmie Nie ma róży bez ognia, 1974 r. Źródło (dostęp 1 V 2023 r.). |
|
Kadr z filmu Nie ma róży bez ognia, Muzeum Kinematografii w Łodzi, 1974 r. Źródło (dostęp 1 V 2023 r.). |
Przy ul. Bieżanowskiej 6 (numer hipoteczny 11946) stał dom należący do Romualda Burgraffa, a pod numerem 7 (numer hipoteczny 10096) do Bera Wolfa Szwarcsztajna. Przy ul. Bieżanowskiej 6 dziś mieści się siedziba oddziału niemieckiej telewizji państwowej ARD1 i radia. Budynek wystawiono w połowie lat 20. XX w.
|
Fot. Maria Weronika Kmoch, 2 V 2023 r. |
W 1939 r. pobliskiej ulicy nadano imię Władysława Orkana. Wcześniej nosiła miano Wielobojowej. Ulica zabudowana jest głównie powojennymi jednorodzinnymi domami. Niemniej kilka budynków powstało przed 1939 r.
|
Ul. Wielobojowa i okolice, 1936 r. Źródło (dostęp 1 V 2023 r.). |
|
Ul. Orkana i okolice, zdjęcie lotnicze z 2021 r. Źródło (dostęp 1 V 2023 r.). |
|
Widok z ul. Wielickiej w stronę ul. Orkana (w centrum niewielki budynek przy ul. Orkana 12) i Puławskiej (w centrum biała kamienica przy ul. Puławskiej 154), wrzesień 1939 r. Źródło (dostęp 2 V 2023 r.). |
Zabudowywano też dzisiejsze ul. Ksawerów i Puławską. Odcinek ul. Puławskiej wyznaczający granicę Szop Niemieckich zabudowano dwu- i trzypiętrowymi kamienicami. Przy ul. Ksawerów 10 zachowała się przedwojenna kamienica. Adam Bieńkowski wspominał: ulica Woronicza, ona gdzieś niedaleko od Puławskiej się kończyła. Tam była już zabudowa willowa i Warszawa się kończyła, zaczynały się pola uprawne. Lesław Bartelski pisał: „Ulica Woronicza stanowiła podówczas południowy kraniec Mokotowa, dotykała Królikarni, za polami i łąkami Ksawerów z dwiema, trzema kamienicami czynszowymi przy alei Niepodległości i niewielkimi domkami poród sadów nadawały okolicy sielski charakter”. Budynek przy ul. Puławskiej 154 należał do małżonków Safft. Eugeniusz Safft zginął w powstaniu warszawskim. Budynek przy ul. Puławskiej 152 róg ul. Ksawerów należał do Aleksandra Gutta. Ten znany przedsiębiorca budowlany był też właścicielem kamienicy przy ul. Szustra 36.
|
W głębi po prawej budynek przy ul. Ksawerów 8 (widok od południowego zachodu), lata 50.–60. XX w. Udostępnił Marek Burtea. Źródło (dostęp 26 VI 2023 r.) |
|
Budynek przy ul. Ksawerów 10. Fot. Maria Weronika Kmoch, 1 V 2023 r. |
|
Od lewej: Puławska 158, 156 i 154. Źródło (dostęp 2 V 2023 r.). |
Z 1935 r. tak opisywano ul. Wielicką: A przecież kilka kroków (...) znajduje się szereg efektownych willi, między in. willi p. Jadwigi Smosarskiej, która w czasie ostatnich potopów ratowało pogotowie straży ogniowej, wypompowując z piwnic i domku wodę. Gdy wyschnie już ziemia po wiosennych roztopach, mieszkańcy tej dzielnicy oprócz fetoru, który tam nigdy w lecie nie ginie, dusić się będą także w tumanach kurzu. Boć na całej ulicy Wielickiej nie ma ani jednego kamienia, który mógłby wskazywać na rozpoczęcie robót brukarskich. Tak wygląda dzielnica uchodząca za nowoczesną. A wiemy przecież, że te dzielnicę cieszyły się „specjalną troskliwością”.
Z tego samego roku pochodzi bardzo ciekawy opis ulic na terenie dawnych Szop Niemieckich. Jest to relacja z wizyty osoby mieszkającej w mieście, która przyjechała na obrzeża miasta: Dojeżdża się „jedynką” do Wierzbna. Potem wydostać się trzeba w pole przez dziurawy mostek (koniecznie przez ten dziurawy, bo inaczej zmyli się drogę). Nawprost i widzi się wdali niewykończoną czerwoną kamienicę. Gdy się ją już minie, trzeba trafić na szary płot. Następny drogowskaz to... dziurawa miednica, która leży na wygonie na kupie śmieci. Potem będzie rząd drzewek, domek czerwony, domek biały, wądół otoczony drutem kolczastym i już „jak strzelił” prościutko, w oddali, nasza siedziba.
– Oficjalnie droga prowadzi przez ulicę Wężyka, Broniwoja, obok Filona, do Okęckiej – dodano. – Ale tych ulic leszcze naprawdę niema. Dobrze jest zaopatrzyć się w laskę, koniecznie trzeba wziąć latarkę kieszonkową.
Jadę. Na Wierzbnie wyciągam mapkę. Jest dziurawy mostek, właściwie dwa ruchome dyle nad rowem metrowej głębokości. – Pierwszy krok uczyniony szczęśliwie. Niewykończoną kamienicę też już widać. Teraz trzeba ruszyć ukosem przez szczere pole w pustawy horyzont. Ani śladu ulicy ni drogi, niema mowy o drogowskazie czy latarni.
Wśród zaoranych wygonów stopy przechodniów wytyczyły szlak ścieżki. Jest kręta, koślawa, rozpada się w wądołach, w wybojach, wystaje dziesiątkami wzgórków. Zapuściło się tędy widać kiedyś i parę wozów. Były to prawdopodobnie platformy z rzeczami mieszkańców tego odludzia, bo widzi się głęboko wyżłobione i w wilgotnym naówczas gruncie i kolejny, dziś zamarznięte i oślizgłe.
Wygon zrzadka pokrojony jest miedzami szerokiemi. To jedyny i narazie ślad ulic Woronicza, Wężyka, Broniwoja, Ślizgowcowej, Sportowej.
W miejscu gdzie przeciągnięta będzie ulica o romantycznej nazwie Filona, lśni tępym blaskiem i wśród skib wygonu owa dziurawa poszczerbiona miednica. Wokoło biegną w dal puste ośnieżone przestrzenie.
Tu i ówdzie sterczy smutny szkielet niedobudowanej kamienicy. Gdzieś z dalekości dobiega szczekanie psów. Na horyzoncie dygoce sznur długi drobniutkich świateł... To Warszawa.
W paru domach szeroko między sobą rozrzuconych płoną mętne światła. Tu już mieszkają ludzie. To chyba będzie ten dom. Niema bramy, dozorcy, światła w korytarzu, dzwonka u drzwi. Pukam. Otwierają moi znajomi ze świecami w dłoniach. Ach, prawda! Przecież tu niema jeszcze elektryczności!
Pokoje są rozległe, w dzień zapewne słońcem zalane. Na tle nowoczesnych mebli, radia, patefonu dziwnie razi rozłożysta staroświecka lampa naftowa. Rozlewa się z niej ciepłe żółte światło. Od rozpalonych pleców promieniuje suchy żar, ale od okien ciągnie zimno. O szyby tłucze się wiatr, rozlatany po pustych polach...
– Bójcie się Boga, pytam gospodarzy, i ich gości-sąsiadów. Cóż to był za pomysł zamieszkać na tem odludziu. Przecież jesteście ludźmi zamożnymi. – Na co wam to było potrzebne. I cóż to za biedacy, co za męczennicy mieszkają w tych domkach wokoło?
– Ani biedacy, ani męczennicy – śmieją się gospodarze. – W tym białym dworku mieszka znany adwokat. A w tamtym inżynier. W sąsiedztwie dyrektor więzienia. Tamta śliczna biała malutka willa należy do jednej z naszych znanych literatek. Niedaleko, choć już bliżej miasta mieszka znany aktor, ulubieniec publiczności. Nasi najbliżsi sąsiedzi, to pewien nauczyciel, urzędnik, emerytowany wojskowy, przemysłowiec...
– Jakie powody skłoniły tych wszystkich do zamieszkania tutaj?
– Ano, przeważnie kupili sobie kawałek ziemi i „pobudowali się”. W dzisiejszym człowieku budzi się coraz częściej prainstynkt posiadacza ziemi. Godzi się w mnie tego pragnienia na niewygody, utrapienia, pracę, skomplikowany system oszczędnościowy, niemal głód i chłód” – chciałoby się powiedzieć. Od ust sobie odejmie, by w budowę własnych czterech ścian każdy oszczędzony grosz włożyć.
– Ci więc, którzy mają ziemie, albo już sobie pobudowali domki, albo zaczną je wznosić na wiosnę. Tymczasem, tak dla oszczędności, jak gorącej miłości do tego skrawka ziemi, sklecili sobie naprędce i, budki malutkie, kantorki do czuwania przy pracy i już od jesieni w nich mieszkają. Tak przebiedują całą zimę, a na wiosnę zagrzebią się w pracy po uszy, aż za parę miesięcy doczekają się owych wymarzonych ścian własnych.
Wreszcie kategoria trzecia, to urzędnicy o skromnych pensjach, którzy mogą tu wynająć pokój z kuchnią już za 40 a nawet za 30 zł. miesięcznie. Niektórzy sprowadzli się tu dla dzieci, które na tych, i rozległych polach mają moc przestrzeni i powietrza.
– Ale jak się tu układa wasze życie, na tem pustkowiu?
– Jakie tam pustkowie – śmieją się. – Znamy się tu wszyscy – sąsiedzi i przyjaźnimy się. To tak jakby się mieszkało na prowincji. Wieczory spędzamy na bridżu, przy radiu, do wypadów na miasto zorganizowaliśmy nawet samopomoc sąsiedzką. Jedni wyręczają często drugich. Wreszcie tak zawsze nie będzie. Żyjemy narazie pod znakiem prowizorjum i czekamy aż zarząd miasta wytyczy nam choć jedną ulicę. Słychać, że ulicę Wężyka ma się już na wiosnę zacząć robić. Domy budujemy ze wszelkiem urządzeniami do elektryczności i kanalizacji. Jesteśmy gotowi na przyjęcie dobrodziejstw cywilizacji. I czekamy.
– Ale te wiatry...
– Posadzimy na wiosnę drzewka. One wiatry zahamują.
– Do miasta, do tramwaju daleko...
– Ale za to co za spacery, co za swoboda! Wychodzimy przed dom, w pyżamie, nawet w kąpielowym kostjumie... jak okiem sięgnąć – zielone dywany łąk. Pełno słońca... Nad głowami wielkie niebo niezakryte ścianą domów. Nasze dzieci, psy, koty mogą swobodnie biegać. I my sami możemy tu być jako dzieci. Nasze „domy nad łąkami”, to gniazda zdrowia i radości.
– Narazie jest śnieg, wiatr i mróz – chcę zauważyć, Ale to na nicby się nie zdało. Ci trzeźwi szaleńcy, widzą już dziś oczyma duszy swoje wymarzone łąki zielone. Nie należy ich złudzeń rozpraszać. Warszawa rusza mieszkać za rogatki. Inteligent staje się „człowiekiem natury”, lokator – posiadaczem, kiniarz i bywalec kawiarniany – ogrodnikiem, cynik – marzycielem. Oto znak nowych czasów.
W międzywojniu przy ul. Pęcherskiej znajdowały się pola uprawne. Tam, gdzie dziś stoi Ambassador Office Building, istniał niewielki budynek. Ul. Pęcherską, która w latach 1916–1938 stanowiła południową granicę Warszawy, dojeżdżano do pól, łąk i sadów. Na wschód od ulicy były Szopy Niemieckie i własność Tereny Kolejowe. Droga sięgała dzisiejszej ul. Wita Stwosza i ul. 1 Sierpnia. Rozwidlała się w miejscu dzisiejszego pl. Gugulskiego.
W międzywojniu na obszarze dawnej wsi Szopy Niemieckie zmniejszała się powierzchnia ziem uprawnych, ogrodów i sadów. Jednocześnie, choć w okolicy powstało tak wiele willi, ul. Wielicką notowano jako jedno z największych zagłębi krów i obór w stolicy.
Ponieważ Szopy Niemieckie były terenem położonym przy granicy miasta, przed II wojną światową stanowiły bowiem jego najbardziej na południe położony kraniec, ważna była kwestia transportu. Do Szop Niemieckich dojeżdżały m.in. tramwaje.
W lipcu 1935 r. na pierwszym Walnym Zebraniu Koła Przyjaciół Dzielnicy Mokotowa jego prezes, a jednocześnie prezydent Warszawy Stefan Starzyński, przedstawił potrzeby dzielnicy Mokotów. Zapowiadał m.in. przeciągnięcie linii tramwajowej
do Szop Niemieckich; (...) przeniesienie stacji kolejki Grójeckiej początkowo do ul. Odyńca, następnie do Szop
Niemieckich. W kolejnym miesiącu Starzyński wydał wiele doraźnych zarządzeń, m.in. w związku z budową w 1936 r. linii tramwajowej do
Szop Niemieckich i Służewca.
|
Uroczystość otwarcia przedłużonej linii tramwajowej nr 19 (z Wierzbna do Szop). Widoczni zaproszeni goście oraz tramwaj. Ul. Puławska w okolicy późniejszej ul. Woronicza, 16 XI 1936 r. Źródło (dostęp 8 V 2023 r.). |
Funkcjonowała też kolej wąskotorowa ze stacją Szopy w miejscu dzisiejszej stacji metra Wilanowska. Więcej o linii kolejowej we wpisie o Szopach Polskich: KLIK.
|
Kolej wąskotorowa między ul. Idzikowskiego a stacją Szopy. Źródło (dostęp 8 VII 2023 r.). |
|
Kolej wąskotorowa między ul. Idzikowskiego a stacją Szopy (przed posesją widoczne tory). Źródło (dostęp 8 VII 2023 r.). |
|
Kolej wąskotorowa między ul. Idzikowskiego a stacją Szopy (widoczne tory). Źródło (dostęp 8 VII 2023 r.). |
Przez omawiany teren biegły granice podziałów kościelnych. Tu sąsiadowały parafie: św. Katarzyny na Służewie i św. Michała na Mokotowie.
Do 1932 r. Instytut Moralnej Poprawy Dzieci prowadził na Ksawerowie fermy. Potem zarządzała nimi Administracja Gospodarstw Rolnych i Leśnych m. st. Warszawy. W czasie II wojnie światowej kadra Instytutu Mokotowskiego uratowała ok. 500 tys. Żydów i Żydówek, umożliwiając im, za zgodą dyrektora Władysława Sali, zatrudnienie w w gospodarstwie rolnym należącym do instytucji. Codziennie z getta zabierano kilkadziesiąt osób, a kwitowano jedynie odwożonych z powrotem 20. Każda osoba wywieziona z getta kosztowała 5 zł. Umieszczano ją w folwarku w Ksawerowie lub w innych miejscach. Dziś w miejscu ferm są Rodzinne Ogródki Działkowe „Kalina” i „Rosa”.
|
Folwark Ksawerów (z prawej) i fermy Ksawerów na planie z 1936 r. Źródło (dostęp 3 V 2023 r.). |
|
Folwark Ksawerów w centrum zdjęcia lotniczego z 1945 r. Źródło (dostęp 3 V 2023 r.). |
|
Pomnik przy skrzyżowaniu ul. Wielickiej i ul. Broniwoja. Źródło (dostęp 2 V 2023 r.). |
Okres II wojny światowej na terenie Szop Niemieckich obfituje w wiele wydarzeń. M.in. przez ten teren szedł atak niemiecki na stolicę. Poważnie uszkodzono pałacyk przy ul. Ksawerów.
|
Źródło: Wrzesień 1939. Odcinek Południowy– Mokotów i Zacisze, oprac. red. E. Łaciok, Pruszków 2002. |
|
Źródło: Wrzesień 1939. Odcinek Południowy– Mokotów i Zacisze, oprac. red. E. Łaciok, Pruszków 2002. |
|
Od lewej ul. Puławska 158, 156 i 154 jesienią 1939 r. Zbiory Roberta Marcinkowskiego. Źródło (dostęp 26 VI 2023 r.). |
|
Od lewej ul. Puławska 156, 154 i 152 na przełomie września i października 1939 r. Zbiory Roberta Marcinkowskiego. Źródło (dostęp 26 VI 2023 r.). |
Zbigniew Wiśniowski wspominał: w tych szopach niemieckich – podobno, nie byłem, tylko słyszałem taką informację – któregoś razu jedną z tych posesji ogrodowych w Szopach Niemieckich nawiedził jakiś patrol legitymujący tych ludzi i okropnie się wkurzyli podobno, kiedy zobaczyli, że są czysto niemieckie nazwiska, a oni mają kenkarty jako Polak. Podobno kogoś tam nawet wypuścili, ale czy to była prawda, czy nie, nie wiem. (...) mój kolega z Szop Niemieckich, on się nazywa Szepke i żyje, przeżył… W pewnym momencie, zwłaszcza po tej historii, że wymordowali jakoby jakichś niemieckojęzycznych [mieszkańców], cała ta ich rodzina (ich dom dość blisko był Dworca Południowego) zdecydowała się chyba gdzieś w początkach września, bo tak to żeśmy się kontaktowali wspólnie… Oni mieli chyba jakichś krewnych czy coś w kierunku na południe…
|
Przed willą na ul. Bieżanowskiej 5 stoją od lewej: Witek Niżyński, Stach Łączyński, Stefania Szulc (po wojnie Dembowska), Jerzy Dembowski, Zbyszek Rudowski, Zdzisław Stephan ps. „Orzeł II”, wyżej niż reszta stoją Stanisław Rupczak i Andrzej Bartel. Wiosna 1944 r. Fot. z archiwum rodzinnego Stefanii Dembowskiej z d. Szulc, sanitariuszki ps. „Stefa". Źródło (dostęp 1 V 2023 r.). |
W latach 1940–1942 toczyła się sprawa karna przeciwko M. Mantuszykowi z ul. Wielickiej 33. Za rabunki został skazany na rok więzienia.
Teren Szop Niemieckich położony jest tuż obok ważnej dla powstańczej historii Mokotowa szkoły przy ul. Woronicza (placówka „Koło”). Alicja Karlikowska „Zawiejka” tak wspominała 1 VIII 1944 r.: ppor. „Łącki” zebrał tę grupę, która ciągle się powiększała; jedni byli z bronią, drudzy przychodzili. Tam na ulicy Krasickiego przyjął od nas przysięgę żołnierską. W tym padającym deszczu jakoś nas zorganizował, zjednoczył, poczuliśmy się wspólnie, razem, bliscy. Nadał nam rozkaz wymarszu z Warszawy. (...) Przeszliśmy uliczkami. Przeszliśmy przez Woronicza, przez sławną szkołę Woronicza się przechodziło. Byliśmy żegnani przez ludność, oklaskiwani, dawali nam żywność. Tak doszliśmy do Dworca Południowego i tam zarządzono odpoczynek.
Lesław Marian Bartelski „Saski” tak opisał wyjście z zajętej przez powstańców szkoły, gdzie znaleziono mnóstwo amunicji: „I pluton kompanii B 3 otrzymał rozkaz posuwania się naprzód, wyskoczył na Woronicza i zaczął gonić w stronę Ksawerowa. Były to drużyny „Gradziny” i „Nowiny”. Gdzieś bił karabin maszynowy wroga i słychać było wybuchy. Drużyny pędziły na oślep, nie zważając na nic, nie czekając na dalsze rozkazy. Na próżno „Gradzina” powstrzymywał swoich chłopców, nie słuchali go. Przy Ksawerowie wybiegli z domków ludzie wołając, że Niemcy przed chwilą uciekli. Powstańcy krzycząc: — Hurra! Niech żyje Polska! — pędzili ulicą, jakieś stare kobieciny wołały przez łzy: — Boże wam błogosław! Niech was Pan Bóg ma w swojej opiece!
Chłopców nie trzeba było zachęcać, kropie deszczu mieszały silę ze łzami radości, nikt się nie wstydził wzruszenia. Zdawało się, że dzięki zwycięstwu, jakie odnieśli, Warszawa jest wolna.
Wkrótce minęli ostatnie domy Ksawerowa i rozciągnęli się w tyralierze na rozległym rżysku. Miasto zostało daleko za nimi, z przodu szeroki pejzaż uprawnych pól, małe sady, niskie zabudowania tonące w zieleni i strugach deszczu. Nikt nie znał dobrze okolicy, widać było zarys fortu na Służewcu, ktoś zawołał, że trzeba tam pobiec i cała tyraliera automatycznie skręciła w tamtym kierunku.
(...) kompania K2 dotarła do Dworca Południowego (...)”.
|
Obwód V Armii Krajowej i Rejonu „Baszty” na planie Warszawy Południa. Źródło: Powstanie na Mokotowie. Relacje dowódców. Warszawskie Termopile 1944, red. J. Kłoczowski, Warszawa 2009, s. 191.
|
Zofia Odechowska z Malinowskich wspominała: Do ostatnich dni sierpnia 1944 roku na terenie zamkniętym ulicami: Szustra, Puławską, Wielicką i al. Niepodległości był względny spokój. Na pewno ta opinia nie oddająca całego spektrum wydarzeń; widocznie tak zapamiętała albo przeżyła ten czas Odechowska. Artur Nowakowski „Lis” z pułku Armii Krajowej „Baszta” mówił: Właściwie dowódcą całego okręgu był podpułkownik [Stanisław Kamiński – przyp. M.W.K.] „Daniel”. Okręg obejmował: od [Wielickiej] aż za ulicę Wężyka i Niepodległości, która już właściwie kończyła się przy Woronicza, ale tam były pola, które [jak gdyby przedłużenie] Alei Niepodległości, od strony zachodniej Aleję Niepodległości, od strony wschodniej ulicę Różaną właściwie, czasami się przechodziło do Kazimierzowskiej, ale z bocznych stron, bo gmach szkoły rękodzielniczej, róg [Narbutta] i Kazimierzowskiej, był olbrzymi. Na południe od ul. Woronicza teren był otwarty, więc i trudniejszy do obrony. Stefan Kaman „Olsza” opowiadał, opisując początek sierpnia 1944 r.: Tu nie było żadnych willi, żadnych domów, w związku z tym trzeba było czuwać, żeby Niemcy od tej strony nie zaatakowali.
W dniu 2 VIII 1944 r. pułk „Baszta” przeorganizował i porządkował oddziały oraz przygotował i obsadził pozycje obronne, m.in. na południowym krańcu obszaru działania ul. Okęcką, Wężyka i Idzikowskiego z ubezpieczeniem na południowej lizjerze Wierzbna. Tadeusz Kondracki „Gryf” tak wspominał początek sierpnia: Na Wężyka, aż do alei Niepodległości przy Zagościńcu, z tamtego miejsca wystawialiśmy placówki. Na Wężyka akurat ja byłem – to są tereny obecnej telewizji (...). A placówki wystawialiśmy na Puławskiej 162 [znajdowała się tam radiostacja i posterunek AK — przyp. M.W.K.]. Oczywiście były zmiany. Jak zaistniała potrzeba, jak Niemcy atakowali od strony alei Niepodległości domy „Alkazar” [na rogu ul. Odyńca i al. Niepodległości — przyp. M.W.K.], „Pudełko” [budynek przy al. Niepodległości 52 róg Naruszewicza, po wojnie siedziba Liceum PAX nr 56 im. św. Augustyna, rozebrany w 2013 r. — przyp. M.W.K.], pomagaliśmy (na rozkaz, oczywiście) bronić się. Akurat było wolne, nie atakowali nas na Woronicza czy z Królikarni, [to poszła tam] część oddziałów uzbrojonych, żeby bronić.
Bronisław Wojciechowski spisał obszerne wspomnienia z walk powstańczych na Mokotowie. Dowodził drużyną w kompanii B3 pułku „Baszta”. Walczył m.in. w obrębie Szop Niemieckich. Pod datą 3 sierpnia zanotował, wspominając pobyt w jednopiętrowej willi przy ul. Pilickiej 4: Przy pomocy lornetki oglądam szczegółowo nasze przedpole. W kierunku zachodnim, zaraz po drugiej stronie ulicy [Woronicza – przyp. M.W.K.], mamy niedokończony domek parterowy otoczony płotem, a w głębi obejścia, w odległości około 30 metrów, szopę drewnianą. W tylnej ścianie szopy, wychodzącej na rozległe pole, wyrwano jedną deskę i stoi tam posterunek obserwacyjny. W szopie pełno rupiecia, szczególnie drabin, na których sobie ubiegłej nocy o mało nie połamałem nóg. O 800–1000 metrów dalej widać znów zabudowania: kilka a na lewo coś jakby folwark (na ulicy Pyrskiej). Jeszcze dalej w głębi, na prawo, rysują się wieże radiowe Fortu Mokotowskiego, a na lewo Okęcie z charakterystyczną wieżą obserwacyjną lotniska. Wieżę widać w przerwie pomiędzy folwarkiem a następną grupą luźnych zabudowań, położoną w odległości stu metrów od niego, przy ulicy Wężyka. Zabudowania te ciągną się na południe od nas w linii prostej, aż do ulicy Puławskiej. Znacznie bliżej (około stu metrów) na południowy zachód znajduje się wielki podłużny wykop – ten sam, który minęliśmy wczoraj podczas natarcia.
Linią południowego Mokotowa od 15 sierpnia zajmowała się kompania K2 pułku AK „Baszta”, z czego pluton 1 (dowódca ppor. Bolesław Trąmpczyński „Bolek”) działał w rejonie szkoły przy ul. Woronicza i obiektu przy ul. Puławskiej 142. Kompania zwalczała dywersję, organizowała wypady po zrzuty, prowadziła patrole itp. Objęła najdalej wysuniętą linię obrony południowego Mokotowa, z czego pluton 1 — ul. Puławska 162 i ul. Domaniewska, pluton 2 — rejon ul. Wężyka do al. Niepodległości, pluton 3 — rejon ul. Wężyka i ul. Wielicka. Kompania prowadziła akcje zaczepno-obronne, akcje patrolowe na Służew, Służewiec i Zagościniec, akcje snajperskie (np. zniszczono drużynę niemiecką w rejonie Dworca Południowego oraz odparto atak czołgów na linii ul. Pyrskiej, Wężyka i Wielickiej).
Witold Piotrowski „Witos”, członek kompanii K2, odkomenderowany w rejon Puławskiej 142/162 i Królikarni, wspominał: po natarciu na Wężyka, na Zagościniec, pilnowaliśmy południa, broniliśmy południa. Natarć dużych tam może nie było, ale były ciągłe ataki patroli niemieckich, próby podpalania, palenia, gwałcenia, rozstrzeliwania ludzi. W związku z tym, kompania obsadzała tereny niczyje. To znaczy poza naszymi liniami, a przed stałymi liniami niemieckimi. Polowaliśmy na patrole niemieckie, mając potężną broń, karabin maszynowy [MG-42]. (...)
Taka wojna podjazdowa, że tak powiem, trwała jakiś czas. Później, w związku z tym, że było ciężkiej broni maszynowej, dowódca pułku, pułkownik „Daniel”, wydzielił sekcję karabinu maszynowego do dyspozycji dowódcy pułku. W związku z tym, byliśmy w stałym pogotowiu i gońcy przybiegali i prowadzili nas w rejon jakiegoś natarcia niemieckiego na wsparcie. Tak braliśmy udział w natarciach na „Pudełko od zapałek”, „Alkazar”, „Westerplatte”. To były pseudonimy powstańczych punktów oporu wzdłuż obecnej (...) końcówki Alei Niepodległości.
|
Linia umocnień powstańczych wzdłuż ul. Pęcherskiej, 1945 r. Źródło (dostęp 1 VII 2023 r.). |
Pod datą 10 sierpnia „Bronisław” zanotował: Od kilku dni punktem najdalszego zasięgu naszych patroli ku zachodowi jest folwark przy ulicy Pyrskiej 13. Lech Marian Bartelski „Saski”, kolega z oddziału, dopowiedział: Właścicielem folwarku był znany na Mokotowie folksdojcz, Ochmann.
|
Folwark przy ul. Pyrskiej 13, 1935 r. Z prawej ul. Pyrska, z lewej ul. Wołoska. Źródło (dostęp 1 VII 2023 r.). |
|
Działka przy ul. Pyrskiej 13, 1936 r. Z prawej ul. Pyrska, z lewej ul. Wołoska. Źródło (dostęp 1 VII 2023 r.). |
|
Folwark przy ul. Pyrskiej 13, 1945 r. Z prawej ul. Pyrska, z lewej ul. Wołoska. Źródło (dostęp 1 VII 2023 r.). |
W dniu 11 sierpnia „Bronisław” dostał zadanie zaprowadzić patrole (jeden od północy, drugi od południa) w stronę Fortu Mokotowskiego. Patrol bojowy idący od południa został wydzielony z plutonu „Bronisława”, liczył 14 osób. Powstaniec zanotował: Wyruszamy szykiem ubezpieczonym, jednak od razu robi się bałagan. Szperacze nie chcą posuwać się przodem, reszta ludzi, która ma iść w „dwójkach z odstępami i odległościami”, na przemian to stłacza się w bezładną gromadę, to gubi wśród sadów i opłotków. Mimo wszystko docieramy bez przygód do folwarku (...). Po ataku na fort i walce z Niemcami moi ludzie wycofują się (...), a następnie czołgają się przez kartoflisko w kierunku folwarku. (...) Przybywszy szczęśliwie na folwark, sprawdzam natychmiast stan ludzi. (...) Wśród wysokich łęcin kartofli nic nie widać, a podnieść głowy nie można, bo zaraz odzywają się karabiny maszynowe. (...) Mimo niebezpieczeństwa powstaniec wrócił po kolegę i przyprowadził go do folwarku. Niemcy wycofali się w stronę Fortu Mokotowskiego, ale krótko później zaatakowali ponownie. Obszukujemy raz jeszcze okolicę folwarku, nic jednak nie znajdujemy. Chcę już ruszać z patrolem w drogę powrotną, gdy tymczasem nadciąga nowe niebezpieczeństwo. Do folwarku zbliża się od południowego zachodu oddział, który wypadł z rejonu wsi Zbarż. Niemcy zatrzymali się w odległości około 300 metrów, wysłali jednak do przodu patrol, który podchodzi coraz bliżej, wykorzystując jako osłonę kopki zżętego zboża, rozsiane po rozległym polu aż do Zbarża i Okęcia. (...) Niemcy, którzy podeszli już na prawie 100 metrów, rzucają się w popłochu do ucieczki. Wieje nie tylko wysunięty patrol, ale cały oddział w sile około plutonu, rzucając przy tym obficie granaty dymne dla osłony. Rozpoczyna się nawet „ogień zaporowy”. Na folwark i pole przed nami sypią się obficie pociski z granatników. Szczęśliwie i tym razem obywa się bez ofiar. (...) Po drodze zatrzymujemy się jeszcze raz, gdyż na polach pojawia się istotnie nowy oddział niemiecki. Okazuje się że to nic poważnego – artyleria wjechała na stanowiska i rozpoczyna codzienne ostrzeliwanie. Istotnie, jest już godzina czwarta. Dochodząc do kwater dostajemy się jeszcze raz w daleki ogień cekaemów. Jednak i tym razem obywa się bez strat i dobijamy szczęśliwie do domu. Chłopcy rzucają się natychmiast na jedzenie. Ja muszę najpierw zameldować w dowództwie o powrocie. Wyniki patrolu są dość skromne. Tym niemniej dał on wiele jego uczestnikom. Nauczyliśmy się posuwać pod ogniem, rozpoznawać rodzaje broni i kierunki ognia nieprzyjacielskiego i w ogóle otrzaskaliśmy się z walką w polu. Umieliśmy też ustrzelić paru szwabów, szczególnie podczas ostrzeliwania ze strychu domu. Na swoje dobro zapisuję, że udało mi się wykonać zadanie bez strat w ludziach.
Następnego dnia Wojciechowski zapisał: Tuż od samego rana było widać, że dzień dzisiejszy zapowiada się na folwarku gorąco. Niemieckie patrole łaziły po polach, trwała nieustanna strzelanina. Widocznie nasz wczorajszy patrol musiał szwabów mocno zdenerwować. Zaraz po południu rozpoczyna się formalnie natarcie. Niemcy biegną tyralierą, grają karabiny maszynowe, huczą granatniki. I to wszystko na czterech ludzi z jednym pistoletem maszynowym i dwoma karabinami! Nasi chłopcy ostrzeliwują się dzielnie, ale sytuacja staje się ciężka, szczególnie od momentu, gdy Niemcy prawym skrzydłem zdołali dotrzeć do zabudowań na południowy wschód od folwarku (ulice Wężyka – Okęcka), przecinając w ten sposób zwykłą drogę wycofywania się. [Marian Wichrzycki – przyp. M.W.K.] „Szwarc” wysłał w tym kierunku pluton z dwoma erkaemami, nie udało mu się jednak wyprzeć Niemców z zajętych w budynkach pozycji. Patrząc z okna naszego domu przez lornetkę, mamy pole bitwy tuż przed nosem, nie możemy jednak nic absolutnie pomóc kolegom. Tymczasem szkopy wdzierają się wreszcie na folwark. Widać doskonale, jak nasi obrzucają ich granatami ręcznymi i wycofują się w otwarte pole. Zabudowania folwarku stają w płomieniach.
Nocą oddział został wysłany na patrol w stronę Służewca. Noc jest ciemna, ale coś niecoś widać. Mijamy szybko kwatery sąsiednich plutonów, zatrzymywani jedynie co chwila przez wartowników. Ogrodami za szkołą przy Woronicza dochodzimy do placówki przy Puławskiej 162. Tu po raz ostatni słyszymy swojskie: „Stój! Kto idzie?”; chwila rozmowy o pozycjach nieprzyjaciela i zapuszczamy się w nieznane. Stałe punkty obsadzone przez nieprzyjaciela znajdują się w tej części frontu daleko. Są to: klasztor w Służewie (duży czerwony gmach na południowy wschód od Mokotowa), teren Wyścigów Konnych w Służewcu oraz Fort Służewiec z radiostacją. Niezależnie od tego Niemcy kręcą się i w dzień, i w nocy po całym terenie na południe od ulicy Idzikowskiego i Ksawerów, obsadzając to ten, to inny punkt – najczęściej gmach stacji Kolejki Grójeckiej. Idziemy równolegle do ulicy Puławskiej, przedzierając się przez dziury w płotach, przez sady i ogrody, obok cichych, martwych domów.
W niedzielę 13 sierpnia Niemcy poważnymi siłami (kompania piechoty i 2 czołgi) zaatakowali placówkę B3 przy ul. Puławskiej 162. Posuwali się ul. Puławską, odcinając od Mokotowa placówkę na Ksawerowie, którą chcieli zlikwidować. Por. „Szwarc” wysłał do walki wszystkich uzbrojonych powstańców. W szkole przy ul. Woronicza został tylko I pluton, a na stanowiskach obronnych ubezpieczenia trzech plutonów. „Szwarc” dopuścił Niemców pod same umocnienia (trzon grupy szturmowej z piatem i pancerszrekiem stał na stanowiskach w sadzie). Gdy Niemcy podchodzili do ul. Woronicza, Polacy zaatakowali. Niemcy w popłochu wycofali się za czołgami, zostawiając zabitych i rannych. Powstańcy nie ponieśli większych strat. Dzięki tej akcji utrzymano placówkę przy ul. Puławskiej 162.
Według Wojciechowskiego o świcie 14 sierpnia poszedł (...) patrol (...) i obsadził z powrotem folwark [przy ul. Pyrskiej 13 – przyp. M.W.K.], który Niemcy po podpaleniu opuścili. Tak więc, mimo wczorajszego niepowodzenia, wszystko wróciło na tym odcinku do stanu poprzedniego.
Przed południem kilku ludzi z drużyny [Czesława Grządzielskiego – przyp. M.W.K.] „Grudziny” przyniosło z folwarku ciało [Baltazara Siwińskiego – przyp. M.W.K.] „Mietka”, który poległ tam wczoraj. Pochowaliśmy go w ogródku na tyłach domu, obok [Alojzego Towpika – przyp. M.W.K.] „Żarłocznego”. Obaj pochowani zostali w trumnach, które zrobił [Ryszard Dykiert – przyp. M.W.K.] „Olsza”. Zebrał się przy tym cały pluton, tylko salwy nad grobem nie mogliśmy oddać ze względu na oszczędność amunicji.
Ostrzeliwanie artyleryjskie zaczęło się dzisiaj wcześniej niż zwykle i od razu przybrało duże nasilenie. Pociski padały początkowo głównie w okolicy naszej placówki przy Puławskiej 162, wkrótce jednak objęły cały rejon kompanii. Podobno rozpoczęło się niemieckie natarcie wzdłuż Puławskiej.
W dniu 16 sierpnia Wojciechowski zapisał: Coraz nowe sukcesy osiąga nasza placówka przy Puławskiej 162. Na ulicy tej pojawiają się od czasu do czasu samochody z Niemcami, którzy nie wiedzą nic o wybuchu powstania w Warszawie i jadą spokojnie do miasta. Przy placówce nie ma oczywiście żadnych znaków, że tutaj kończy się niemiecka władza. Wiązka granatów spadająca na głowy szkopom jest dla nich prezentem równie przykrym, jak niespodziewanym. Kilku szwabów, którzy dostali się w ten sposób do niewoli, nie mogło wyjść ze zdumienia, co się stało. Ist das doch Warschau? – pytali. „To chyba jakieś nieporozumienie”. W ich przekonaniu Warszawa była fest in deutscher Hand.
|
Widok od ul. Puławskiej na tereny Szop Niemieckich, po prawej widoczny szczyt willi przy Bieżanowskiej 5. Źródło (dostęp 2 V 2023 r.). |
Wojciechowski tak charakteryzował teren, na którym walczył: U nas na Mokotowie, już szczególnie na południowym krańcu miasta, gdzie znajdują się nasze pozycje, warunki są zupełnie inne, napozór wprost sielankowe. Wszędzie ogrody pełne bujnej zieleni i kwiatów, małe domki ukryte wśród drzew, wokoło otwarta przestrzeń; nie brak nawet „szumiących łanów zbóż”, jako że wybuch powstania przeszkodził w ukończeniu żniw.
I my na Mokotowie mamy jednak swoje kłopoty. Stanowimy niewielką, izolowaną od reszty miasta grupę. Nie chronią nas grube mury i ciasne zaułki. Cały teren jest pod nieustannym ostrzałem ze wszystkich stron, a wysunięte naprzód pozycje zagrożone są stale odcięciem. Toteż żołnierze nasi giną tu często od zwykłej karabinowej kuli czy granatu.
Tadeusz Wodzyński „Tadzik” opowiadał: Spało się na kwaterach w mieszkaniach zajętych na ten cel. Mokotów obfitował w wille. Było to też dużym ułatwieniem dla zakwaterowań. O jedzenie starał się szef kompanii, drużyna gospodarcza, cywilne osoby, które pomagały pitrasić to wszystko. Jan Płytnik „Jurek” doprecyzował: Były panie, które opiekowały się kuchnią. Najczęściej to robiły kobiety. Bardzo chętnie zresztą to robiły. Zresztą były zorganizowane w tak zwanej... (...) Kobieca Pomoc Wojskowa [powinno być: Wojskowa Służba Kobiet – przyp. M.W.K.]. Zdzisław Franciszek Piłatowicz „Żagiel” precyzował: Oddziały, które były wysyłane, to one trochę zaopatrywały. (...) wojsko jakoś musiało przetrwać, czasami było głodne mniej, raz więcej. Zdobyto jakieś magazyny. Łączniczka Alicja Karlikowska „Zawiejka” zapamiętała wyprawy po jedzenie na Ksawerów: czołgało się po polu, a trochę dalej, pod Okęciem stały już te niemieckie „flaki” – broń przeciwlotnicza, często nas tam postrzelali, ale Bogu dzięki zawsze żeśmy wracali.
Zdobywanie pożywienia bywało bardzo niebezpieczne, szczególnie na tzw. ziemi niczyjej, na obszarze między terenem powstańczym a opanowanym przez wojsko niemieckie, a takim właśnie były Szopy Niemieckie. Łączniczka i sanitariuszka Hanna Minkiewicz „Bogusia” opowiadała: Kiedyś we trzy postanowiłyśmy, było niedaleko pole z pomidorami, że dobrze byłoby pójść tam na to pole z pomidorami, żeby chłopakom pomidorów trochę nazbierać, tym rannym po piwnicach poroznosić i tak we trzy poszłyśmy w to pole. Ale tam nie było jakoś tak, ani żadnych naszych, poszli już dalej. Idziemy, zbieramy te pomidory, bo wzięłyśmy różne swoje torby i w pewnym momencie wychodzi, tam szałas, taka buda stała, wyłania się stamtąd postać. Mnie się wydawało, że to baba, Bogna mówiła, że jej się wydawało, że taki chłop obrośnięty, jakaś chusta i pokazuje nam… A my z tymi opaskami... Wtedy się zorientowałyśmy, że myśmy już wlazły na niemiecki teren, bo tak idąc zbierając te pomidory jakoś nie [zauważyłyśmy] i wtedy w tył zwrot i odwrót. Już tak jak wtedy strzelali do nas trzech, jak do kaczek dosłownie i żadna nawet nie została draśnięta, wszystkie trzy z pomidorami wróciłyśmy na Mokotów, więc były i takie momenty. Również Hanna Kumuniecka-Chełmińska „Hanka”, „Maryla” zapamiętała takie wyprawy: żeśmy w takie wolne chwile próbowały, tam gdzie jest dzisiaj telewizja na Woronicza, do takich ogrodów wchodzić po pomidory, po jakieś owoce, dla tych naszych rannych.
|
Kamienica przy al. Niepodległości 45. Fot. Ryszard Ruszkowski, 1944 r. Źródło (dostęp 3 V 2023 r.). |
Płytnik i Wodzyński zapamiętali, że choć trudno było o mięso, to jadało się koninę, gdy padły konie. Jerzy Kłosowski „Jureczek”, „Dziewczynka” dopowiedział też, że w łąkach koło nas było gospodarstwo rolne i tam mieli krowy i prosiaki, tak że akurat w naszym punkcie to z jedzeniem można jeszcze było nie narzekać. Mieczysław Chackiewicz „Martyna” tak zapamiętał warunki w tej dzielnicy: W pierwszych dniach stale były na obiady rosoły z kury albo kurczaczki pieczone. Dogadzali nam wszyscy mieszkańcy, kochali nas bardzo. Mówili: „To są nasi chłopcy”. Poza tym niektórzy cwaniacy warszawscy, bo w sekcji na przykład kolega „Mach” i „Zakapior” to byli z Czerniakowa, to co jakiś czas przynosili trzy kurczaki, dwie kury. Naokoło były, a ludzie pouciekali stamtąd, domy zostały z drobiem, chodziło to, kurki się odzywały: „Ko, ko, ko” – bezpańskie było. Józef Piwowarczyk „Paw”, „Józef” opowiadał: tam na dole na skarpie jest Królikarnia. Tam takie poletka były, tam ktoś krowy trzymał. To też poszła żandarmeria i krowę zarekwirowali dla nas na życie. Właściciel tej krowy dostał pisemko, że będzie mu zapłacone za tą krowę, i nie wiem, czy za tą krowę zapłacone było, czy nie. Ryszard Merriman „Bąk”, „Sten” zapamiętał też takie wydarzenie: Ktoś do oddziału przyszedł, mówi: „Panowie, wiem gdzie tu jest krówka.” Oddział wybrał się i ukradł krowę. Mieliśmy wspaniały obiad. Mieliśmy dużo kłopotów, żeby przeprowadzić krowę przez wszystkie wykopy. Nie wiem czy to było bardzo moralne, ale w takich momentach trudno liczyć się z moralnością. Witold Piotrowski „Witos” zapamiętał: Na jednym z patroli, we wsi Zagościniec (...) Niemcy znaleźli świnię i zagarnęli, a nasi też byli tą świnią zainteresowani. Walka o świnię była zacięta i nasi świnię przyprowadzili. Andrzej Lisicki opowiadał: Przecież myśmy podczas Powstania na Mokotowie zjedli wszystkie koty, wszystkie psy, gołębie ginęły też od podmuchów pocisków – co spadło na ziemię, to też szło do kotła.
Był też chleb. Płytnik opowiadał: Snopy zboża jeszcze stały. To były pola jeszcze, można powiedzieć. Za Woronicza były pola przecież. Myśmy snopki w ramach ćwiczeń przywozili na naszą stronę. Tu się je młóciło, chleb był. Jerzy Kłosowski relacjonował: od czasu do czasu chleba przynosili nam, bo piekarnia była na Racławickiej i naprzeciw Woronicza w Królikarni była piekarnia. Pauzewicz zapamiętał, że codziennie ta zupa i jakiś kawałek chabaniny w tej zupie był. Chleb był.
Bywało monotonnie, bywało niezdrowo. Jerzy Kłosowski relacjonował: Jeść to mieliśmy tylko kaszę, pęczak, bez przerwy pęczak naokoło. Dodatkowo Wodzyński mówił: Jadało się kaszę zbyt zarobaczoną, żeby dawało się ją oczyścić, i razem z pływającymi w zupie ugotowanymi już i wcale nie niesmacznymi robaczkami białymi. Hanna Minkiewicz zapamiętała takie obrazy: Kiedyś był na obiad, to znaczy na obiad, na jakiś posiłek, pęczak z naftą, bo stały w piwnicy worki z pęczakiem, jakieś butelki nafty i jedna się tam [rozlała]… od jednej butelki nafty wszystko śmierdziało, cała żywność, która była w tej piwnicy. Jedliśmy pęczak z naftą. Jedliśmy kiedyś, bo tam koń padł, pewnie chłopcy zrobili gulasz i wsypali do niego torbę proszku do prania zamiast soli i też zjedliśmy to. Jakoś to nie miało wtedy [znaczenia].
Wodzyński wspominał: Była fabryka miodu sztucznego w mojej okolicy, więc i z tego korzystano. Andrzej Lisicki „Szabla”, „Ścigły” zapamiętał, że fabryka miodu sztucznego dr. B.G. Witta mieściła się przy ul. Puławskiej 140, niedaleko skrzyżowania z ul. Woronicza. Miód robiono z syropu kartoflanego. Przysmak wspominał również Piłatowicz: Myśmy tym miodem smarowali chleb, żeby jakoś przetrwać. Alicja Karlikowska mówiła: Pamiętam ten taki słodko-mdły smak. To była podstawa naszego wyżywienia. Robiliśmy z tym miodem wszystko, dawało się i do chleba, i do jedzenia, i do smażenia naleśników, które żeśmy bełtały z wody z mąką. Ten miód przeszedł do piosenki o sanitariuszce „Małgorzatce”. (...) Teraz, kiedy słyszę, że śpiewa się tę piosenkę, że: „sanitariuszka to unikat i razem z nami spija miód”, to mnie aż coś ponosi, bo życie mnie nauczyło, że historycy potrafią wymyślić, że pijane Powstanie było. Ona nie piła, ona wcinała miód. A że pili chłopcy? Jak pili, to pili, ale nie ona. Ryszard Merriman zapamiętał: sztucznym miodem nas karmili aż do znudzenia. Tadeusz Zaliwski „Tadek Granat” dopowiedział: Dostawaliśmy kawę rano i chleb w miejscowej piekarni pieczony i słynny miód mokotowski. Tej słodkości mieliśmy bez liku. Wiadrami się przynosiło ten mokotowski słynny miód. Sztuczny miód oczywiście. Ale tego miodu i ten chleb… i zupa w południe jako obiad. Ktoś tam przynosił tą zupę.
Jednak podstawą pożywienia były warzywa i owoce. Szczególnie często we wspomnieniach powstańczych pojawiają się mokotowskie pomidory. Płytnik wspominał: Ogródki działkowe były wokoło. (...) jarzyny (...) były i ewenement – pomidory były dobre. (...) Na Puławskiej, na Skarpie przecież były całe ogrody. W podobnym tonie wypowiadał się Zdzisław Franciszek Piłatowicz „Żagiel”: Mokotów był o tyle w szczęśliwszych warunkach, że jednak po części naokoło były pola uprawne, to i trochę ziemniaków, pomidorów można było przynieść. Łączniczka Alicja Karlikowska „Zawiejka” dopowiedziała, że po jedzenie szło się z Pilickiej na Ksawerów, bo tam były pola; z kapustą, ziemniakami, pomidorami. Stamtąd się to dopiero ściągało (...). Andrzej Lisicki wspominał: naszym zadaniem było przynoszenie po nocy jakiegoś jedzenia: ogórki, pomidory – co się tam dało. Wszystko można było zjeść. Ludwik Zygmunt Pauzewicz „Synek” tak opisywał zaopatrzenie: Dużo warzyw było, bo wszędzie po budynkach mieszkalnych były ogródki. A w tych ogródkach każdy, w czasie okupacji już, sobie sadził pomidory, kartofle, wszystko, co tylko można było. Mieczysław Chackiewicz „Martyna” podobnie zapamiętał warunki w tej dzielnicy: Mokotów (...) to była dzielnica ogród. Pomidorki, owoce, śliweczki (...).
Stefania Paszkowska „Nina” opowiadała: Była woda, więc można było się umyć. Była woda i na Woronicza, potem żeśmy dalej się przenieśli na Puławską – bardziej w stronę tak zwanej kolejki Grójeckiej. To była duża kamienica, ślad po niej nie pozostał, bo tam wybudowali komendę policji [Komenda Główna Policji Państwowej na rogu ul. Puławskiej i Ksawerów – przyp. M.W.K.] (...). Tam też w piwnicy była woda, można było jako tako higienę utrzymać.
Wodzyński tak podsumował sprawę zaopatrzenia i kwaterunku: Było ciężko. Było głodno, a w każdy razie jakoś bardzo niewyszukanie pod tym względem, ale na pewno były to warunki lepsze niż te, o których się słyszało, że panują w Śródmieściu czy na Starym Mieście.
|
Rok 1944, po lewej grupa zieleni to park Królikarnia, dalej na prawo budynki przy ul. Puławskiej i al. Niepodległości. Udostępniła Zofia Stawiarz. Źródło (dostęp 26 VI 2023 r.). |
Cywilka Alina Bursze tak opisywała połowę sierpnia 1944 r.: 15 sierpnia – Święto Wniebowzięcia. Msza święta w Królikarni. Ksiądz udziela absolucji powstańcom. Wracamy w czasie strzelaniny. Na Bieżanowie jest względnie spokojnie, tylko nad głowami przelatują z Okęcia nad Warszawę niemieckie bombowce.
Bunia (teściowa) hoduje kury i kozę. Za ogrodzeniem dzierżawimy kawałek gruntu jako działkę. Każdy z nas ma swoje grządki. Ja posadziłam: pomidory, cebulę, sałatę, marchew i fasolkę szparagową. Przeważnie to się jadło z sucharami, ale na niedzielę Bunia przeznaczała kurczaka.
Któregoś dnia przykucnięta na grzędzie zrywałam fasolkę. Przesuwałam się od krzaczka do krzaczka, ale jakieś natrętne owady nie dawały spokoju. Co się ruszyłam – brzęczały koło uszu. Raz zawadziły mi o włosy – przestałam rwać fasolkę i widzę że krzaki mają pościnane czubki. Ruszyłam się i znowu czubek krzaczka spadł na ziemię. Wtedy zdałam sobie sprawę, że to we mnie celowali Niemcy, mający swoje stanowisko w Al. Niepodległości, o jakieś 100–150 metrów od Bieżanowa. Odczekałam dość długo i przeczołgałam się do dziury w siatce ogrodzenia. Na terenie ogrodu już byłam bezpieczna. (...)
Willa teściów była pod wyjątkowym obstrzałem, gdyż na dachu był wiatrak ładujący akumulatory i dlatego nie groziło nam wyłączanie prądu. Wiadomości z frontu były różne – nawet to, że Ruscy są po drugiej stronie Wisły. W tej części Mokotowa było kilka willi i parę chałup ludzi ubogich. Ci poprzynosili na Bieżanów swoje cenne sprzęty czyli pierzyny i poduszki i jakieś drobiazgi ufając, że tu ocaleją. Wszystko to było w piwnicach i schronie, gdzie rozmnożyły się pchły… Ja z Ewusią nie schodziłam w czasie nalotów do schronu przez te pchły. Ewusia też była bardzo pogryziona. Przebywałyśmy i spałyśmy w dużej jadalni na piętrze. Pięterko było pod ostrzałem, łącznie ze spadzistym dachem.
19 września siedziałam na stercie strąconych dachówek po zachodniej stronie domu. Popołudniowe słonko słabo grzało, a ja miałam dreszcze. Wieczorem miałam gorączkę i „film” mi się urwał. To było we wtorek. W piątek wieczorem oprzytomniałam. W sobotę byłam tak słaba, że nie miałam siły wstać. Słuchać było głuche dudnienie czołgów, więc myśleliśmy, że Ruscy już są blisko i przegonią Niemców.
W dniu 8 września nad Warszawą pojawiły się radzieckie samoloty. W tym czasie na południowym odcinku walk AK „Baszta” baon „K” mjr. „Majstra” dwoma kompaniami ul. Woronicza z ubezpieczeniem na ul. Okęckiej, Rzewuskiego i Puławskiej 162. W dniu 20 września, jak zanotował ppłk. Józef Rokicki „Karol”, dowódca Obwodu Mokotów, „Nieprzyjaciel posuwał się z południa, okrakiem wzdłuż ulicy Puławskiej. Na zachód od ulicy Puławskiej – wolne przestrzenie, na wschód i nieco w głębi pojedyncze domy Królikarni, w kierunku Henrykowa – znów puste pola.
Z powodu braku broni przeciwpancernej, kośćcem obrony były, poza prowizorycznymi przeszkodami, murowane domy, niektóre osłonięte rowami. Z rowów rzucane były wiązki granatów, granaty przeciwpancerne i butelki z benzyną (...).
(...) prowizoryczne przeszkody terenowe, zbudowane przez nas przeciw czołgom, zostały szybko przez piechotę nieprzyjaciela usunięte i ciężkie walki od godziny 7-maj bez przerwy do godziny 17-tej toczyły się po obu stronach ulicy Puławskiej, Ksawerów, Wężyka i Woronicza. (...) Pod wieczór Niemcy zaprzestali natarcia i południowa linia frontu ustaliła się na ulicy Woronicza”. Adam Bieńkowski „Żołędź” tak charakteryzował linię obrony: wtedy ona była mało czytelna, ale była czytelna, ulica Woronicza, ona gdzieś niedaleko od Puławskiej się kończyła. Tam była już zabudowa willowa i Warszawa się kończyła, zaczynały się pola uprawne.
|
Źródło: Powstanie na Mokotowie. Relacje dowódców. Warszawskie Termopile 1944, red. J. Kłoczowski, Warszawa 2009, s. 187. |
Od 24 września zaczęła się ostateczna obrona Mokotowa z najsłynniejszą akcją, obroną Królikarni (więcej tutaj:
KLIK). Jak zapisał Lesław Bartelski, w tym czasie co
natarcie na Królikarnię, nieprzyjaciel prowadził działania spychające powstańców z Ksawerowa bronionego przez kompanię K2. Czytamy: „I pluton ppor. „Bolka”, liczący 35 powstańców, zajmował dużą czteropiętrową kamienicę przy ul. Puławskiej 162 i wysuwał czujkę podoficerską do narożnego domu przy Domaniewskiej róg Puławskiej [dom Gałeckiego, o którym pisałam tutaj: KLIK – przyp. M.W.K.]. Uzbrojony był w elkaem dreiser wz. 42, który obsługiwali jako karabinowy plut. pchor. Marian Kowalski „Pers” i celowniczy kpr. Witold Piotrowski „Witos”, rusznicę radziecką, 5 peemów, 14 karabinów i 8 pistoletów. Już poprzedniego dnia obserwatorzy dostrzegli dwa spalone stogi słomy na przedpolu OS V i zauważyli niezwykle ożywiony ruch patroli niemieckich. Ostrzelane wycofały się spod polskich linii. W nocy słychać było w rejonie Dworca Południowego odgłosy warkotu silników czołgowych.Kiedy po przygotowaniu artyleryjskim i bombardowaniu zaplecza przez samoloty ruszyły 4 „Pantery” i 2 działa samobieżne, bijąc po Puławskiej, ppor. „Bolek” odesłał na tyły żołnierzy bez broni i rannych. W kamienicy brak było szczytowej ściany od dawna zrujnowanej przez pociski, za to można było mieć doskonały wgląd na przedpole i obserwować poczynania nieprzyjaciela. Podchodził on z dwóch stron — Puławskiej Wielickiej, zachodziła więc uzasadniona obawa odcięcia.
Mniej więcej około wpół do dziesiątej ruszyło natarcie piechoty. Niemcy posuwali się od pól ul. Wielicką wolno, zwartymi drużynami, pobrzękując manierkami. Weszły do walki również i czołgi, odcinając łączność między plutonami kompanii K 2. Dostępu do bloku przy ul. Puławskiej 162 broniła od Wielickiej 3 drużyna plut. pchor. Eugeniusza Guzka „Grabowskiego”, 2 drużyna plut. pchor. Andrzeja Bazielicha „Konrada” ulokowała się na parterze, zaś 1 drużyna plut. pchor. Zbigniewa Kępińskiego „Poboja”, który był zastępcą dowódcy plutonu, ostrzeliwała się z okien pierwszego piętra. Ppor. „Bolek” krążył pomiędzy grupami i sprawdzał, jak się rozwija sytuacja.
Czołgi zbliżały się i biły od Puławskiej w ściany szczytowe, waliły po kamienicy od Wielickiej. Kamienica drżała od pocisków, tynk sypał się na głowy obrońców, raz po raz leciały ze ścian i sufitów cegły. Obserwatorzy donieśli, że po drugiej, wschodniej stronie Puławskiej pokazali się żołnierze w beretach z orzełkami i opaskami na lewym ramieniu. W pierwszej chwili zaskoczeni tym powstańcy myśleli, że może przyszła pomoc z lasu, ale to byli Niemcy, którzy w polskich mundurach uderzali na Królikarnię”.
Powstańcy broniący kamienicy przy ul. Puławskiej 162 zajmowali stanowiska przy oknach na ubezpieczonych workami z piaskiem balkonach. Niemcy wciąż ostrzeliwali placówkę. Kamienica zaczęła płonąć i mimo gaszenia go wodą z piwnicy, noszoną kubłami, pożar ogarnął cały budynek. Około południa coraz trudniej było utrzymać kamienicę. Jak opisał L. Bartelski, „Trzeszczały płonące belki i osuwały się ściany. Artyleria i moździerze miażdżyły kamienicę. Jeden z czołgów dotarł na Puławskiej do barykady ciągnącej się dziesięć metrów przed placówką i zaczął ją demolować gąsienicami. Na Wielickiej Niemcy dochodzili już do domu. Ppor. „Bolek” wydał rozkaz odwrotu i sam pilnował ewakuacji płonącego budynku. Powstańcy opuszczali go z ulgą, nie było już czym oddychać, a ściany parzyły.
Chłopcy wskakiwali do rowu łącznikowego (...). Bez tego rowu odwrót byłby zupełnie niemożliwy, i tak pluton poniósł spore straty w zabitych i rannych. (...) Pchor. „Grabowski” otrzymał rozkaz zorganizowania obrony następnej kamienicy przy ul. Puławskiej 154. Nakłoniono ludność cywilną do jej opuszczenia, zdając sobie sprawę, że długo tu utrzymać się nie będzie można. Pluton wycofał się po jakimś czasie z chwilą, gdy z odsieczą przyszła kompania K1 pod dowództwem ppor. Stanisława, biegnąca kartofliskami i sadem w stronę Ksawerowa”.
Przy ul. Pyrskiej walczył 2 pluton ppor. „Madeja” liczący 28 chłopców. Dysponowali erkaem, PTR, 2 peemami i 6 karabinami. Zaatakowany przez piechotę i czołg z dwóch kierunków, pluton przeszedł w stronę ul. Woronicza, obawiając się odcięcia. Z kolei 3 pluton pchor. „Jima” w liczbie 20 osób zajmował pozycję przy ul. Wężyka, stacjonując przed małym dworkiem. W leju po pocisku powstało stanowisko dla czeskiej zbrojovki. Niemcy zaczęli otaczać powstańców. Na dworek spadł pociski, a budynek stanął w płomieniach. W środku zasypało strz. Jeremiego Swobodę „Zbigniewa”. Zginął też ratujący go strz. „Żbik”. Dowódca plutonu odesłał rowem łącznikowym na ul. Woronicza odesłał kilku powstańców, a sam został na stanowisku z 6 żołnierzami i obsługą erkaemu. Po uderzeniu pociskiem broń została zasypana piaskiem. Od strony dworku pojawiło się 5 żołnierzy w hełmach i z biało-czerwonymi opaskami na ręku. Nie byli to powstańcy, co poznano po brzęczących manierkach, których Polacy nie mieli. Z odległości 25 m niemiecki patrol został ostrzelany przez Polaków. Ranny „Jim” wydał rozkaz odwrotu rowem łącznikowym do szkoły przy ul. Woronicza.
Adam Bieńkowski „Żołądź” wspominał: Zaczęło się piekło, dosłownie piekło, cały Mokotów pokrył ogniem, walili w nas ze wszystkiego, gotowało się. (...) Dotarliśmy na Woronicza i tu się okazało, że jest kiepściuchno, bo Bukowińska zajęta przez Niemców, Puławska 162 zajęta przez Niemców, Królikarnia zajęta przez Niemców, tak że pierwszą linią się zrobiła ulica Woronicza. Jakieś oddziały, grupy, kompanie broniły szkoły przy Woronicza, mój pluton znów się rozmieścił gdzie żeśmy zaczynali, w tych budyneczkach na zachód od ulicy Krasickiego i Niemcy jakoś zrobili sobie przerwę. Płk. „Karol” o godz. 14.00 wysłał zaszyfrowaną depeszę: Natarcie nieprzyjaciela od zach. (ul. Pyrskiej) odparte. Nieprzyjaciel naciera dalej od płd. i płd. wsch. na rejon Królikarni. O godzinie 12.00 wyszło nowe natarcie nieprzyjaciela od wschodu na rejon ul. Konduktorskiej. Odcinek płd. w dalszym ciągu pod gęstym ogniem artylerii. Proszę o ogień art. sowieckiej na Fort Mokotów, Szopy Polskie i skrzyżowanie Dolnej i Belwederskiej.
Bieńkowski tak opisał wieczór 24 września: ma być przeciwnatarcie żeby odzyskać to, co się straciło. Sytuacja jest taka, że tu gdzie stoją szkoły milicji, policji obecnie, to było pole i dopiero na Puławskiej była zabudowa, tu była przerwa, Królikarnia miała swoje ogrodzenie, swój mur. Myśmy w rowie się rozmieścili wzdłuż ulicy Woronicza, za nami budynek na ulicy Woronicza płonący, który nas wspaniale oświetlał jakbyśmy łeb z tego rowu chcieli wystawić, a przez to pole gdzie teraz jest komenda policji (...). Na tym polu Niemcy gdzieś z dwóch stron ustawili karabiny maszynowe i ciurkiem, dosłownie ciurkiem posyłają serię za serią, serię za serią, krzyżowym, tak zwanym ryglowym ogniem pokryli to pole. Tak że nie ma sposobu, żeby się wychylić z tego rowu i atakować, zresztą to uzbrojenie się trochę poprawiło, trochę więcej tego było, bo trochę ze zrzutów, trochę zdobycznego, trochę po nieboszczykach, którzy zginęli, było trochę tego. Ale szturm na Królikarnię się zaczął, tak że chłopcy dotarli do muru. Niemcy jak się zorientowali, że z drugiej strony muru coś się dzieje, to przez ten mur z granatników zaczęli ostrzeliwać, tak że piechota zaległa, nie było mowy o tym. (...) przed świtem nam kazali się cofnąć na pozycje wyjściowe, do pozycji obronnych. (...) następne dwa dni były takie, żeśmy zajmowali jakiś budynek, to potem nas Niemcy stamtąd wykurzyli, to myśmy się cofnęli do innego budynku, a potem się okazało, że Niemcom albo się znudziło, albo doszli do wniosku, że bezpieczniej będzie gdzie indziej, to myśmy znów się [schowali]… Był budyneczek, nie ma go w tej chwili, ale to były tylko fundamenty, to znaczy wzniesiony do jakiegoś poziomu ponad ziemię. Tam się znalazłem, było nas dwóch. Od strony teraz Ksawerów, a kiedyś to była ulica Wężyka, spośród tych willi rano wyjechały czołgi. Kurde, niesamowite, wyjechały i stanęły. Co my możemy robić? Patrzymy na te czołgi i po chwili one zaczęły strzelać. Cholernie głupie uczucie jak widzę czołg, widzę lufę i wiem, że on strzeli we mnie. On sobie tą lufą czasem popatrzy w lewo, w prawo, ale cały czas mam wrażenie… Nie wiem, jak długo one strzelały, można nie wierzyć, ale te pociski się rozrywały w takiej odległości, jak do tego stolika. Dlaczego żyję, to nie wiem. W każdym razie było nas dwóch, napięcie było tak cholerne, że nie sposób było wytrzymać dłużej jak kilka, kilkanaście sekund i ten, co był na górze, co patrzył, to złaził na dół, a ten, co na dole, to go wypychał. Z kolei ten, co na górze, to go ciągnął: „Chodź tutaj, bracie”. (...) Na szczęście te czołgi postrzelały i się wyniosły, z powrotem się wycofały. Nie wiem czy to było przygotowanie do natarcia, bo natarcia nie było w każdym razie. Potem, jak popatrzyłem, to tylko oczy było widać, dosłownie, bo ja i ten kolega byliśmy wspaniale maskująco ubrani, bo żeśmy z tym gruzem, z tym pyłem byli zjednoczeni. Nic się nie słyszało, widzieć się widziało przez te szparki, z tym że w tych szparkach… Bo w piwnicy tego domu, to potem dopiero wykapowałem, ktoś mieszkał i on sobie zupę gotował, cholera i do dzisiaj pamiętam ten zapach kapustki fajnej (...). Potem przez najbliższe dwa dni była taka przeskakiwanka. My tu to oni tu, my tu to oni tu, oczywiście ze strzelaniem do siebie.
W nocy z 24 na 25 września kompania K2 współpracowała z innymi przy przeciwnatarciu na Królikarnię. Natarcie na Niemców załamało, się, trzeba było wycofać się na Puławską 142. Natarcie wstrzymano przez cały 25 września, ale wieczorem kompania została wyparta ze zburzonej szkoły przy ul. Woronicza. Placówkę udało się czasowo utrzymać, co umożliwiło wycofanie się oddziałów na północ. Polskie oddziały straciły 50% stanu.
|
Źródło: Powstanie na Mokotowie. Relacje dowódców. Warszawskie Termopile 1944, red. J. Kłoczowski, Warszawa 2009. |
Ponownie oddajmy głos Alinie Bursze z ul. Bieżanowskiej: Niedziela 24 września. Zimno mi było z osłabienia i chyba głodu, więc włożyłam na siebie co się dało: Zdzisława wełniane spodenki kąpielowe, na bose nogi góralskie kapce i sukienkę wełnianą. Nie zdążyliśmy niczego zjeść na śniadanie, bo z sąsiedniej willi Niemcy wypędzali ludzi. Bunia, Hania i ja włożyłyśmy futra i czekałyśmy w drzwiach, aby nie wrzucili do wnętrza domu granatów, tak jak było w innym domu. Mój teść wcześniej wyszedł z walizką, bo chciał się przedostać rowem w stronę walczących. Bunia wyszła pierwsza, ja z Ewusią na rękach tuż za nią. Przeszłyśmy może 10 metrów jak z tyłu wybuchł jakiś pocisk, który impetem mnie przewrócił i obsypał ziemią.
Pogonili nas przez ul. Ksawerów do Puławskiej i na jakiś pusty plac porośnięty trawą. Tam doszła Hania z Krzysiem w wózku. Byłam zmordowana. Kiedy uniosłam rękę, żeby odgarnąć włosy z czoła, jakiś żołdak zobaczył na ręce zegarek i mi go zerwał, a na pocieszenie dał kawałek czarnego chleba (właściwie to był mój pierwszy posiłek po chorobie). (...)
Mój mąż Zdzisław zginął w czasie przejścia kanałem z ul. Wiktorskiej do Śródmieścia, było to 27 września (...). Dzień wcześniej Mokotów skapitulował.
|
Cywilne ofiary powstania warszawskiego z terenu Szop Niemieckich. Źródło (dostęp 2V 2023 r.). |
Na terenie Szop Niemieckich polegli powstańcy, np. Ryszard Wierzbicki „Mirza” z pułku AK „Baszta”, batalion „Karpaty”. Dowódca kompanii zginął 24 IX 1944 r. na ul. Wielickiej 31. Po wojnie został ekshumowany i pochowany na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach. Tego samego dnia ranny na Wielickiej został, postrzelony w głowę i udo, Jeremi Leonard Swoboda „Zbigniew” z tego samego co Wierzbicki oddziału, a ich kolega Tadeusz Dermacki „Orlik” poległ. Zginęły też osoby zaangażowane w ruch oporu, a zamieszkałe w okolicy, np. poległa 26 IX 1044 r. łączniczka i strzelczyni Lidia Janina Andruszkiewicz „Lita” (Wielicka 29/5). W powstaniu brali udział również: Eugeniusz Kozikowski „Dudek” (Wielicka 27), Stanisław Brzeziński „Staszek” (Wielicka 29), Zofia Dillenius „Jodła” (Wielicka 33), Bolesław Frej „Sosna” (Wielicka 33/3), Barbara Ośka „Kalina” i Stanisław Rybiński „Ryba” (Wielicka 35).
|
Ryszard Wierzbicki „Mirza”. Źródło (dostęp 3 V 2023 r.). |
|
Lidia Janina Andruszkiewicz „Lita”. Źródło (dostęp 3 V 2023 r.). |
Cytowany już Bronisław Wojciechowski opisał ewakuację ze szpitala przy ul. Misyjnej (dziś ul. Dożynkowa), w którym przebywał ranny. Z siostrą Hanną i jej mężem Witoldem Rudzińskim ruszył 27 września. Czytamy: Naszym niezachwianym zamiarem jest uciec Niemcom, trudno jednak sobie wyobrazić, w jaki sposób uda nam się to zrealizować. Na razie postanawiamy iść dalej z tłumem i za wszelką cenę nie dać się rozdzielić. (...)
Idziemy przez ogródki działkowe. Ludzie rozbiegają się na boki, zrywając rosnące wokół skarby. Pomidory, marchew, cebula! Jak wspaniale można się napić świeżym pomidorem! Buraki i kapusta też są jadalne. Sielanka nie trwa jednak długo. Nadbiegają Niemcy i kolbami zapędzają ludzi z powrotem na drogę.
Mija nas grupa kilkudziesięciu mężczyzn w strzępach mundurów niemieckich. Rozmawiają ze sobą po niemiecku – to zwolnieni jeńcy niemieccy.
(...) Po beznadziejnie długiej wędrówce docieramy do zabudowań w pobliżu Fortu Mokotowskiego. Niemcy zawracają nas tutaj w ulicę Odyńca – jakby z powrotem w stronę Mokotowa. Gdzie oni nas ostatecznie prowadzą? Niektórzy przypuszczają, że na teren Wyścigów konnych na Służewcu, gdzie jest podobno obóz dla wysiedlonych. (...)
Na razie znowu odpoczywamy. Z pobliskiego ogródka Hania przyniosła kilka jabłek. Choć nieco przywiędnięte, smakują jak nektar. Pogryzam też zerwaną jeszcze poprzednio marchew. Potok ludzki toczy się powoli, lecz nieustannie i wciąż mijają nas nowe gromady ludzi. (...)
Skręcamy teraz w wąską drogę wiodącą na południe. To „ulica” Pyrska. Na prawo mamy teraz małe domki, na lewo rozległe pola. Główna masa wygnańców już nas chyba minęła, bo zaczęło się robić przestronniej. Przed nami idą tysiące, koło nas już tylko niedobitki – kaleki, starcy, dzieci, chorzy. Sama kwintesencja cierpienia i nieszczęścia. (...)
Popędzani przez paru Niemców dochodzimy do miejsca, gdzie liczne gromady ludzi rozłożyły się obozem, wypoczywając na snopkach zżętego, lecz nie zwiezionego zboża. Pali się nawet kilka ognisk, w których bardziej zaradni pieką kartofle. W pobliżu jest także studnia. Woda smakuje wspaniale, ale pijemy niewiele z obawy przed chorobą. Ogromnie orzeźwia nas samo umycie twarzy i rąk. Rozkładamy się na miękkich snopkach i rozkoszujemy słońcem, które przygrzewa bardzo mocno jak na koniec września. Dziękujemy Bogu, że na pociechę zesłał nam choć tak piękną pogodę. Odpoczywamy. Spokój i cisza tego zakątka działa kojąco na nerwy w zestawieniu z nieustannym hukiem, jaki ogłuszał nas od chwili wybuchu powstania. Jeszcze bardziej kojąco działa szeroka przestrzeń dokoła, jasny błękit nieba, zieleń łąk i łagodny powiew wiatru, niosący z dalekich wiosek zapach zaoranych pól. (...)
Wlokąc się dalej mijamy z prawej strony folwark przy Pyrskiej 13 (...). Po lewej mijamy z kolei domki na rogu ulic Wężyka i Okęckiej. Niemcy wypędzają stamtąd jakichś ludzi, bijąc ich kolbami i grożąc zastrzeleniem. Posuwamy się beznadziejnie powoli i w pewnej chwili spostrzegamy, że zostaliśmy sami. Z tyłu nie ma już dosłownie nikogo, ludzie przed nami zniknęli również z oczu. Wędrujemy teraz wąską ścieżką wśród łanów niezżętego owsa. (...) Ścieżka przekracza głęboki rów przeciwczołgowy i wchodzi na drogę polną (ulicę Pęcherską). Tłum skręcił tu na lewo – ku Puławskiej. Właśnie za następnym zakrętem znikają ostatni maruderzy. Na wprost nas stoi w ogrodzie malutki domek, oczywiście spalony. Wiedzeni jedną myślą wchodzimy przez furtkę i znikamy za murem. Nikt nie zauważył naszego manewru – niełatwo nas tutaj wytropią. (...) Pod ścianą domu znajdujemy leżak, na który zaraz mnie sadzają, okrywając kołdrą. W podwórzu jest studnia i palenisko z cegieł, obok czajnik i jakieś garnki, a z drugiej strony stos drzewa i siekiera. Jesteśmy oszołomieni tymi odkryciami. Czujemy się jak rozbitkowie na bezludnej wyspie, którym udało się znaleźć na brzegu cenne szczątki zatopionego statku. (...) Nasz domek jest wprawdzie spalony i nie ma dachu, ale przynajmniej ściany chronią od wiatru. Niestety, podłogę pokrywa gruz i tylko w sionce znajduje się względnie równe miejsce. (...)
Rozważywszy gruntownie wszystkie możliwości, postanawiamy iść polami między terenem Wyścigów na Służewcu a stacją kolejową Okęcie, a następnie skręcić w lewo ku Pyrom. (...) Pierwszy odcinek do końca ogródka, następnie skomplikowane przełażenie przez płot i znów marsz przez jakiś ogród. Po przebyciu któregoś z kolei płotu wydostajemy się na otwarte pole. (...) Za nami zostają ostatnie zabudowania osady Zagościniec. Był to teren na południe od ul. Pęcherskiej, więc za krańcem Szop Niemieckich.
|
W głębi budynek przy al. Niepodległości 45. Zbiory Marcina Guzka. Źródło (dostęp 26 VI 2023 r.). |
Jerzy Kasprzycki pisał w odniesieniu do ul. Wężyka: „Najpierw w zimie 1944/45 Niemcy wykopali tu (zmusili Polaków) głęboki i szeroki rów przeciwczołgowy. Po odejściu Niemców wojska radzieckie przeprowadziły tędy międzynarodową linie łączności Moskwa–Berlin, wykorzystując częściowo przeciwpancerne umocnienia. Na trasie radzieckiej telefonii 'we-cze' nie wolno było niczego budować – zupełnie jak za czasów carskich, kiedy w pasie Cytadeli obowiązywały identyczne zakazy. Potem, pośladzie rowu przeciwczołgowego i magistrali kablowej M-Berlin zbudowano na wysokich masztach dalekosiężną linię przemysłową wysokiego napięcia. Znów nie można było pod nią lokować domów, z powodu zagrożenia silnymi prądami indukcyjnymi.
Dlatego tak nagle urywa się na ul. Woronicza ul. Krasickiego, choć przed wojną tak wiele się po niej spodziewano. Oczekiwano przede wszystkim, aż południowy jej kraniec od Naruszewicza do Ksawerowa połączy się z zielenią Królikarni i parku wokół karczmy Wierzbno, tworząc miasto-ogród. Odcinek od Ursynowskiej przez Malczewskiego do Naruszewicza i tak już obfitował w stare drzewa, ocalałe podczas parcelacji folwarku Wierzbno. Było tu w ogrodach przydomowych tyle wysokich świerków, modrzewi i jodeł, że przed Bożym Narodzeniem 1938 r. zapalano na nich elektryczne lampki, jak na choinkach. Tak samo świeciły drzewa na święta w parku dokoła gimnazjum Giżyckiego przy Puławskiej, obok pętli tramwajowej i wspaniałego sklepu kolonialnego Rowińskiego w nowoczesnej kamienicy narożnej”.
Alina Bursze tak zapamiętała koniec wojny: W styczniu 1945 na podwórzu od strony kuchennej zapaliła się szopa z beczkami koksu i drewna. Udało się wynieść beczki z koksem i ugasić ogień bez pomocy straży ogniowej. W marcu przeżyliśmy powódź. Ogród był zalany na wysokość około pół metra (trzy schodki ganku) – woda zatrzymała się na progu drzwi. Rzeka Kamienna płynęła w głębokim korycie kamiennym w pobliżu domu.
W trzy dni po wyzwoleniu (17 stycznia 1945) Warszawy teść wyruszył na Mokotów sprawdzić co z willą. Był wielki mróz. W końcu lutego teściowa wyjechała z Warszawy do domu. Ja z Ewusią wróciłam do Warszawy pod koniec kwietnia. Pomagałam cioci Aurelii w pakowaniu całego dobytku, ponieważ pan Witold Żółkowski dostał służbowe i przeniesienie do Chorzowa.
|
Z przodu al. Niepodległości 38 i 36, po 1945 r. Źródło (dostęp 2 V 2023 r.). |
|
Zniszczona Królikarnia (most), w głębi zabudowania na terenie Szop Niemieckich, 1947 r. Fot. Stefan Rassalski. Źródło (dostęp 20 XII 2023 r.). |
|
Zniszczona Królikarnia (most), w głębi zabudowania na terenie Szop Niemieckich, 1947 r. Fot. Stefan Rassalski. Źródło (dostęp 20 XII 2023 r.).
|
Cezary Wojtczak opowiadał, opisując zniszczenia w tej części Mokotowa: Budynek 117, 117 A, naprzeciwko, na rogu Ksawerów ten budynek, to też był i obok był. Bo na rogu to był sklep spożywczy Rafalskiego, a obok też budynek ocalał, tam był sklep, który się nazywał „Ziarno”, z pieczywem. Sklep naszych sąsiadów Kryszewskich, mydlarnia i na drugim rogu sklep wędliniarski Głowackich. (...) Tak że to było, a [nie było] tych domów, co teraz stoją obok, na rogu Idzikowskiego. Skalę zniszczeń i rozbiórek uwidacznia dokumentacja Biura Odbudowy Stolicy, której fragmenty przedstawiam niżej.
Po II wojnie światowej państwo wykupowało grunty. Przykładowo jesienią 1947 r. miasto przejęło grunty przy zbiegu ul. Wielickiej i Al. Wilanowskiej oznaczone tabelą nadawczą wsi Szopy Niemieckie Nr 4 i Nr 5. W 1947 r. Szopy Niemieckie oznaczone były tabelą nadawczą nr 4 i 5. Dwa lata później Osada Szopy Niemieckie miała numer 14. Przypisana była do ul. Puławskiej 164/174. Do dziś toczą się procesy sądowe o własności gruntów. W 2018 r. pisano: W stosunku do nieruchomości położonej w Warszawie przy ul. Odyńca 73 toczy się postępowanie
w sprawie stwierdzenia nieważności orzeczenia administracyjnego Prezydium Rady Narodowej
w m.st. Warszawie z dn. 04.03.1959 r., odmawiającego dotychczasowym właścicielom przyznania
prawa własności czasowej do gruntu nieruchomości warszawskiej położonej przy ul. Wołoskiej 52,
ozn. nr hip. Osada Szopy Niemieckie NN 2.3.4 lit. A rej hip. W-2618.
|
Wylot ul. Wielickiej na al. Niepodległości. Źródło (dostęp 26 VI 2023 r.). |
|
Barakowóz socjalny przy kamienicy przy ul. Puławskiej 152, widok od ul. Ksawerów, lipiec 1978 r. Fot. Jerzy Szamborski. Źródło (dostęp 2 VII 2023 r.). |
W 1949 r. opracowano miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego dla terenu między ul. Wielicką i Puławską, konkretnie dla adresu ul. Puławska 164–174. Zaplanowano tu zespół budynków przemysłowych, a przy północnej i południowej granicy działki po 10 m pasa zieleni. Choć Prezydium Rady Narodowej m. st. Warszawy sprzeciwiło się zlokalizowaniu tu zakładów mleczarskich (chodziło o to, by hałasy i zapach związane z procesem produkcyjnym nie przeszkadzały mieszkającym tu ludziom, poza tym w sąsiedniej dzielnicy zaplanowano tereny pod przemysł lekki), Biuro Odbudowy Stolicy nie uwzględniło tej opinii i przeznaczyło teren pod zespół budynków nieuciążliwego i nieszkodliwego dla otoczenia przemysłu sektora publicznego oraz pod zespół budynków na cele mieszkaniowe z dopuszczeniem lokali handlowych.
|
Źródło: „Życie Warszawy”, 1949, 59 (1561), s. 5. |
|
Teren między ul. Wielicką z Puławską w 1945 r., gdzie po II wojnie światowej powstała mleczarnia. Źródło (dostęp 1 VII 2023 r.). |
Wiosną 1949 r. zarzuty wobec zasadności tej decyzji złożył Tadeusz Łapiński z Wielickiej 10, działając we własnym imieniu oraz jako pełnomocnik innych osób (Stanisława Obłuska, Jadwiga Bogucka, Halina Łapińska, Kazimiera Braziewiczowa, Cecylia Zielonka, Władysław Łapiński i Maria Rusinowska). W piśmie, które skierował do BOS, zwrócił uwagę, że nieruchomość Szopy Niemieckie 14 o powierzchni ok. 24 tys. m kw. całkowicie wykorzystany na warzywnictwo i sadownictwo (...) od dziesiątków lat uprawiany. Z tego powodu teren ten nadawał się, jego zdaniem, tylko dla celów ogrodniczych i prowadzenia szkółek drzew owocowych wysokogatunkowych. Co więcej, na obszarze objętym miejscowym planem zagospodarowania przestrzennego stały zabudowania gospodarcze i 2 domy mieszkalne, w których żyło 6 rodzin, inspekty i inne urządzenia potrzebne w sadownictwie i ogrodnictwie. Mężczyzna podkreślił, że plony z tego terenu przekazywane są do Spółdzielni Ogrodniczej, która zaopatruje stolicę w warzywa i owoce. Dlaczego tu budować zakłady mleczarskie, skoro w okolicy są duże tereny niezabudowane, leżące odłogiem, nieuprawiane? BOS nie uwzględniło skargi. Decyzję o zlokalizowaniu to mleczarni motywowano dogodną lokalizacją i siecią drogową oraz doprowadzeniem do miejsca budowy sieci kanalizacyjno-wodociągowej.
|
Teren planowanej mleczarni między ul. Puławską a Wielicką. Źródło: Archiwum Państwowe w Warszawie, Biuro Odbudowy Stolicy, Miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego nr 86 terenu nieruchomości „Os. Szopy Niemieckie” położonej między osiami ulic: Wielickiej, Puławskiej [1949–1949], sygn. 8420, k. 86. |
|
Mleczarnia przy ul. Wielickiej, 1968–1971 r. Źródło (dostęp 2 V 2023 r). |
|
Mleczarnia przy ul. Wielickiej, 1965–1968 r. Źródło (dostęp 2 V 2023 r). |
|
Mleczarnia przy ul. Wielickiej, zdjęcie lotnicze z 1982 r. Źródło (dostęp 1 VII 2023 r.). |
W czerwcu 1961 r. w „Stolicy” pisano: Wiosną br. Spółdzielnia Mleczarska Mokotów uruchomiła w stolicy fabrykę lodów, która w ciągu jednego dnia potrafi wyprodukować pól miliona porcji. Lody nazywają się „Bambino”, kosztują 2.50 zł. Recepturę opracował Instytut Mleczarski. Na 100 kg lodów potrzeba: 49,5 kg mleka, 34,9 kg tłustej śmietany, 5,6 kg mleka w proszku, 15 kg cukru i odpowiednie dodatki smakowe.
|
Pawilon Zakładu Mleczarskiego Mokotów na Placu Trzech Krzyży. Źródło: 1961 r. Źródło (dostęp 8 VI 2023 r.). |
|
Zbiory Łukasza Krysińskiego. Źródło (dostęp 8 VI 2023 r.). |
|
Zbiory Łukasza Krysińskiego. Źródło (dostęp 8 VI 2023 r.). |
|
Zbiory Grażyny Puławskiej. Źródło (dostęp 8 VI 2023 r.).
|
Przy ul. Wielickiej działała kuźnia. W 1962 r. kowalami byli Stanisław Łagocki i Antoni Nyczke. Dziennikarz „Stolicy” zapisał, że kuźnia istniała od ponad 40 lat, czyli powstała zapewne na początku okresu międzywojennego.
|
W głębi po lewej kuźnia przy ul. Wielickiej 32, lata 50.–60. XX w. Udostępnił Marek Burtea. Źródło (dostęp 26 VI 2023 r.) |
|
Kuźnia przy ul. Wielickiej, 1962 r. Fot. Jacek Sielski. Źródło (dostęp 31 V 2023 r.). |
|
Kuźnia przy ul. Wielickiej, 1962 r. Fot. Jacek Sielski. Źródło (dostęp 31 V 2023 r.). |
|
Kuźnia przy ul. Wielickiej, 1962 r. Fot. Jacek Sielski. Źródło (dostęp 31 V 2023 r.). |
|
Kuźnia przy ul. Wielickiej, 1962 r. Fot. Jacek Sielski. Źródło (dostęp 31 V 2023 r.). |
W 1955 r. dwór przy ul. Ksawerów przejął Wydział Budowlany Komitetu ds. Bezpieczeństwa Publicznego. Po remoncie i adaptacji pomieszczeń miał być świetlicą dla pracowników Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Budynek został wyremontowany i rozbudowany. Na miejscu części dawnego budynku fabrycznego dostawiono nowe skrzydło zaprojektowane przez Biuro Projektów z ul. Pawiej. Zorganizowano tu Szkołę Departamentu I MSW.
Później część parku przy dworze przekazano na teren zabudowy miejskiej. W 1965 r. powstały tu bloki przy al. Niepodległości. W latach 1972–1990 w dworze przy ul. Ksawerów działała Akademia Spraw Wewnętrznych.
|
1979 r. Źródło (dostęp 2 V 2023 r.).
|
Z relacji osób wypowiadających się na Facebooku wiemy też, że w pawilonach handlowych na partnerze bloków przy al. Niepodległości róg Ksawerów były: od 1978 r. sklep papierniczo-zabawkarski, zakład naprawy urządzeń technicznych ZUR (naprawa telewizorów i sprzętu RTV, potem wypożyczalnia kaset VHS), cukiernia, sklep mięsny, sklep chemiczny, sklep odzieżowy. W latach 60. XX w. mieścił się tu sklep spożywczy Kozłowskich. Sprzedawano w nim m.in. Lody Bambino, serki homogenizowane i mlekiem z mleczarni przy ul. Wielickiej.
|
Bloki przy al. Niepodległości na rogu ul. Ksawerów. Fot. Zofia Stawiarz. Źródło (dostęp 26 VI 2023 r.). |
|
Fot. Maria Weronika Kmoch, 2 V 2023 r. |
W 1955 r. według projektu Jerzego Beilla przy ul. Ksawerów zbudowano gmach dla Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Potem przekazano go milicji. Dziś mieści się tu Komenda Główna Policji Państwowej. Budynek ma kształt litery H, co widać z lotu ptaka.
|
W głębi po prawej gmach Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, lata 50.–60. XX w. Udostępnił Marek Burtea. Źródło (dostęp 26 VI 2023 r.) |
|
Danuta Grzegórska-Georgiew z ojcem na spacerze wzdłuż ul. Woronicza, po lewej widać budynek ministerialny, a nad głowami dziewczynki i mężczyzny kopułę Królikarni, 1957 r. Źródło (dostęp 17 IX 2023 r.). |
|
Fot. Maria Weronika Kmoch, 2 V 2023 r. |
|
Komenda Główna Policji Państwowej widziana ze skrzyżowania ul. Ksawerów i Wielickiej. Fot. Maria Weronika Kmoch, listopad 2020 r. |
|
Rzut z góry na budynek Komendy Głównej Policji Państwowej. Źródło (dostęp 27 VI 2023 r.). |
Przy ul. Broniwoja wystawiono bloki Spółdzielni Mieszkaniowej przy MSW. Powstały w 1964 r. W każdym z 3 bloków jest ok. 90 mieszkań.
|
Fot. Maria Weronika Kmoch, 2 V 2023 r. |
Przy ul. Puławskiej 156–174 zbudowano socrealistyczne osiedle. Powstało w 1955 r. Autorami projektu byli tzw. Tygrysi, czyli trio architektów w składzie Wacław Kłyszewski (1910–2000), Jerzy Mokrzyński (1909–1997) i Eugeniusz Wierzbicki (1909–1991). Postawili na monumentalizm, a jednocześnie umiar w dekoracji elewacji, choć pierwotnie budynki miały mieć bogaty wystrój, arkadowe witryny, łukowe i trójkątne naczółki okien na piętrach oraz attykę z obeliskowymi sterczynami i figuralnymi rzeźbami. W 1953 r. projekt dekoracji wyróżniono II nagrodą honorową SARP.
W „Stolicy” w 1955 r. pisano: Z pięciu [ostatecznie powstały tylko 4 – przyp. M.W.K.] bloków równoległych do ul. Puławskiej dwa moją po siedem pięter, a trzy po pięć pięter. Blok Al, będący powiązaniem z zachowaną zabudową przedwojenną, zamyka kolonię od strony ul. Ksawerowo [powinno być Ksawerów – przyp. M.W.K.]. Elewacje wszystkich bloków wykonano w tynkach szlachetnych. Stosowany z umiarem detal, jak tralki, attyki, „wole oczka” itd. daleki jest od „ozdóbkarstwa” i wzmacnia wyraz plastyczny całego założenia. W dobrze rozwiązanych pod względem funkcjonalnych mieszkaniach przeważają lokale dwu- i trzyizbowe. Całość – wyposażona bogato w meble wbudowane i pawlacze. Na parterach bloków znalazły pomieszczenia sklepy i lokale usługowe. Tzw. mała architektura – niskie ogrodzenie i brama – stała się dodatkowym akcentem wyodrębniającym ten zespół zabudowy spośród sąsiedniej zabudowy. Jak zauważył Jarosław Zieliński, „Skala i charakter, w jakich zaprojektowano bloki, wprost ówcześnie nazywane wielkomiejskimi, wiązała się z ich rolą: wrót miasta przy najważniejszym wjeździe do Warszawy od strony południowej”.
|
Elewacje bloków nazwanych pierwotnie A3 i A4. Źródło: „Stolica”, 1955, 30 s. 2. |
|
Fragment elewacji. Źródło: „Stolica”, 1955, 30 s. 2.
|
|
|
Siedmiopiętrowy blok A2 od strony ul. Puławskiej. Źródło: „Stolica”, 1955, 30 s. 2.
|
|
|
Widok na osiedle od strony ul. Puławskiej. Źródło: „Stolica”, 1955, 30 s. 2.
|
|
|
Działki przy ul. Domaniewskiej, w tle bloki przy ul. Puławskiej 174 i 176/182. Źródło: „Stolica”, 1982, 19, s. 2. Kopia (dostęp 2 V 2023 r.). |
|
Lata 1959–1970, ul. Puławska 174 (lewo) i 166/172 (prawo). Źródło (dostęp 2 V 2023 r.). |
Po II wojnie światowej przy dawnej ul. Wężyka wydzielono ogródki działkowe. Ten na wschód od al. Niepodległości, koło ul. Broniwoja i Bieżanowskiej, to ROD „Rosa”, a ten na zachód, obok ul. Okęckiej, to ROD „Kalina”.
|
Ul. Woronicza w kierunku al. Niepodległości, lata 60. XX w. Po prawej stronie bloki przy ul. Broniwoja (dalej) i Okęckiej (bliżej). Źródło (dostęp 26 VI 2023 r.). |
|
Na zdjęciu Andrzej Kozak wiosną 1960 r., nauka chodzenia przy ogródkach działkowych. Ścieżka to dawna ul. Wężyka. Źródło (dostęp 26 VI 2023 r.). |
|
Skrzyżowanie al. Niepodległości i ul. Woronicza. Fot. Karol Szczeciński, 1963/1964 r. Źródło (dostęp 2 V 2023 r.). |
| Zabudowania po północnej stronie ul. Woronicza, w dolnym prawym rogu widoczne ROD „Kalina” przy ul. Wężyka, 1972 r. Fot. archiwum TVP. Źródło (dostęp 2 VII 2023 r.).
|
|
Bloki przy ul. Okęckiej, z przodu ROD „Kalina” w miejscu dawnej ul. Wężyka, koniec lat 70. XX w. Źródło (dostęp 8 VI 2023 r.).
|
|
ROD „Rosa”. Fot. Maria Weronika Kmoch, 2 V 2023 r. |
|
ROD „Rosa”. Fot. Maria Weronika Kmoch, 2 V 2023 r. |
|
ROD „Rosa”. Fot. Maria Weronika Kmoch, 2 V 2023 r. |
|
ROD „Rosa”. Fot. Maria Weronika Kmoch, 3 V 2023 r. |
|
ROD „Rosa”. Fot. Maria Weronika Kmoch, 3 V 2023 r. |
|
ROD „Kalina”. Fot. Maria Weronika Kmoch, 2 V 2023 r. |
|
ROD „Kalina”. Fot. Maria Weronika Kmoch, 10 V 2023 r. |
|
ROD „Kalina”. Fot. Maria Weronika Kmoch, 11 V 2023 r. |
W latach 1962–1968 zbudowano bloki na Osiedlu Ksawerów. Architektami byli Leszek Kołacz i Zbigniew Zoller. W pięcioletnim planie rozwoju Mokotowa w latach 1961–1965 zapowiadano, że na osiedlu powstanie 1100 izb oraz 0,5 km wodociągów. Osiedle obejmuje obszar ograniczony ulicami: Woronicza na północy, al. Niepodległości na wschodzie, Wołoską na zachodzie i Domaniewską na południu.
|
Na pierwszym planie gmach Polskiego Radia przy al. Niepodległości. Za zaznaczoną na czerwono ul. Woronicza widoczny pas ogródków działkowych, bloki przy ul. Okęckiej oraz lekko na prawo osiedle niskiej zabudowy przy dzisiejszych ul. Abramowskiego i Zdziechowskiego, 1975 r. Źródło: NAC. Kopia (dostęp 2 V 2023 r.). |
|
Fot. Maria Weronika Kmoch, 2 V 2023 r. |
|
Fot. Maria Weronika Kmoch, 2 V 2023 r. |
|
Fot. Maria Weronika Kmoch, 2 V 2023 r. |
|
Fot. Maria Weronika Kmoch, 2 V 2023 r. |
|
Fot. Maria Weronika Kmoch, 2 V 2023 r. |
|
Fot. Maria Weronika Kmoch, 2 V 2023 r. |
|
Fot. Maria Weronika Kmoch, 2 V 2023 r. |
|
Fot. Maria Weronika Kmoch, 2 V 2023 r. |
|
Fot. Maria Weronika Kmoch, 2 V 2023 r. |
|
Fot. Maria Weronika Kmoch, 3 V 2023 r. |
|
Fot. Maria Weronika Kmoch, 3 V 2023 r. |
|
Fot. Maria Weronika Kmoch, 3 V 2023 r. |
|
Fot. Maria Weronika Kmoch, 3 V 2023 r. |
|
Fot. Maria Weronika Kmoch, 3 V 2023 r. |
|
Fot. Maria Weronika Kmoch, 2 V 2023 r. |
|
Fot. Maria Weronika Kmoch, 2 V 2023 r. |
|
Fot. Maria Weronika Kmoch, 2 V 2023 r. |
W latach 60. i 70. XX w. w budynku przy al. Niepodległości 45 był młodzieżowy dom kultury. Prowadzono tam zajęcia plastyczne i taneczne. Działało koło teatralne i fotograficzne. Organizowano zabawy taneczne. Działały fankluby. Były też zajęcia karate! Później był tam sklep meblowy. W latach 80. XX w. działał tu klub video.
|
Fot. Maria Weronika Kmoch, 3 V 2023 r. |
|
Fot. Maria Weronika Kmoch, 2 V 2023 r. |
Na granicy dawnych Szop Niemieckich wystawiono budynek, który ma bardzo ciekawą historię. Przy ul. Woronicza 19 w 1956 r. rozpoczęto budowę garaży i warsztatów. Do użytku oddano je w 1958 r. Zajmowała je Kolumna Transportu Sanitarnego m. st. Warszawy, o czym informował kolorowy neon. Garaż, który mieścił ok. 400 samochodów, był pierwszym garażem wielopoziomowym typu rampowego w Warszawie. Projektantami obiektu i jego otoczenia byli Janusz Czajkowski, Wiesław Żochowski i Mariusz Dalak (konstrukcja autorstwa H. Piotrowskiego). Podczas remontu w 2008 r. naprawiano elewację, wykonano nowy wjazd, wymieniono nawierzchnię ciągów komunikacyjnych oraz parkingów. Współcześnie część powierzchni wynajmują prywatne firmy.
|
Źródło: Marta Leśniakowska, Architektura w Warszawie. Lata 1945–1965, Warszawa 2003. |
|
Źródło: Marta Leśniakowska, Architektura w Warszawie. Lata 1945–1965, Warszawa 2003. |
|
Budowa garażu. Fot. B. Jahn, 1957 r. Źródło (dostęp 8 VI 2023 r.).
|
Elżbieta Grabowska napisała na Facebooku: To jest ulubiony budynek mojego dzieciństwa. Uwielbiałam wychodzić na balkon i „godzinami” patrzeć na kręcące serpentyny karetki. Zdarzało mi się też karetką jechać z mamą do szkoły na tzw. „łebka”. Pamiętam budkę z piwem na rogu Samochodowej i Woronicza obok przystanku tramwajowego. Mój ojciec kupował tam w lato kufel piwa a mi groszki w żółtym, przekręcanym pudełku z dziurką. Nawierzchnia całej ulicy Samochodowej była z kocich łbów. Z tamtych czasów pamiętam jeszcze jeżdżące Wołoską wozy z węglem zaprzężone w konie. Po drugiej stronie Samochodowej, za Telewizją Polską w stronę Domaniewskiej, rozciągał się wielki sad. Chodziliśmy tam na spacery w niedzielę.
|
Źródło: Warszawa 1960, oprac. fot. Edmund Kupiecki, Wyd. Arkady, Warszawa 1960, kopia (dostęp 1 VII 2023 r.). |
|
Garaż w latach 1970–1975. Źródło: Marta Leśniakowska, Architektura w Warszawie. Lata 1945–1965, Warszawa 2003. |
|
Garaż w latach 1970–1975. Źródło: Marta Leśniakowska, Architektura w Warszawie. Lata 1945–1965, Warszawa 2003. |
|
Garaż w latach 1970–1975. Źródło: Marta Leśniakowska, Architektura w Warszawie. Lata 1945–1965, Warszawa 2003. |
|
Źródło: Dzieje Mokotowa, red. J. Kazimierski, R. Kołodziejczyk, Ż. Komarowa, H. Rostkowska, Warszawa 1972. |
|
Między 1968 a 1975 r. Źródło (dostęp 1 VII 2023 r.). |
|
Fot. bonczek_hydroforgroup, 2021 r. Źródło (dostęp 1 VII 2023 r.). |
|
Fot. bonczek_hydroforgroup, 2021 r. Źródło (dostęp 1 VII 2023 r.). |
Tuż obok, przy ul. Woronicza 17, ulokowano Centrum Radiowo-Telewizyjne. Do dziś mieści się tu siedziba TVP. Centrum oddano do użytku 18 VII 1969 r. Doprowadziło to do likwidacji m.in. ul. Pyrskiej. Co ciekawe jedna z pierwszych emisji skończyła się zatruciem ekipy telewizyjnej, ponieważ inwestycja, przygotowana w pośpiechu na 25-lecie PRL, nie była gotowa. Podłogi studia nagraniowego nie były przystosowane o wysokiej temperatury lamp używanych do nagrań.
|
Teren Szop Niemieckich w 1935 r., dziś to obszar od garażu przy ul. Samochodowej (po lewej) do al. Niepodległości (z prawej). Źródło (dostęp 1 VII 2023 r.). |
|
Teren Szop Niemieckich w 1936 r., dziś to obszar od garażu przy ul. Samochodowej (po lewej) do al. Niepodległości (z prawej). Źródło (dostęp 1 VII 2023 r.). |
|
Teren Szop Niemieckich w 1945 r., dziś to obszar od garażu przy ul. Samochodowej (po lewej) do al. Niepodległości (z prawej). Źródło (dostęp 1 VII 2023 r.). |
|
Trwa budowa Centrum Radiowo-Telewizyjnego, widok od strony ul. Niepodległości 46/50, ok. 1967 r. Zbiory Leszka Małolepszego. Źródło (dostęp 6 IV 2024 r.).
|
|
Projekt Centrum Radiowo-Telewizyjnego przy ul. Woronicza, 1960–1963 r. Źródło (dostęp 1 VII 2023 r.). |
|
Kompleks TVP i miejsce realizacji programów: 1. programy publicystyczne, Teatr Telewizji, transmisje sportowe, programy rozrywkowe, programy młodzieżowe; 2. „Wielka Gra”; 3; zielone plenery – „Pytanie na śniadanie”; 4. gmach B – „Pytanie na śniadanie”; 5. „Jaka to melodia”; „Korona królów”; 6. „Korona królów”. Źródło (dostęp 20 XII 2023 r.). |
|
Budynki TVP, lata 70. XX w. Źródło (dostęp 20 XII 2023 r.). |
|
Fot. Longin Brodowski, 1974 r. Źródło (dostęp 8 VI 2023 r.). |
|
Teren od garażu przy ul. Samochodowej (po lewej) do al. Niepodległości (z prawej). Istnieje już kompleks budynków TVP. Zdjęcie lotnicze z 1976–1977 r. Źródło (dostęp 1 VII 2023 r.). |
|
Teren od garażu przy ul. Samochodowej (po lewej) do al. Niepodległości (z prawej), w środku kompleks budynków TVP. Zdjęcie lotnicze z 2005 r. Źródło (dostęp 1 VII 2023 r.). |
|
Blok W1 na terenie kompleksu TVP, widok od strony ul. Zdziechowskiego. Fot. Maria Weronika Kmoch, 2 V 2023 r. |
|
Obszar TVP. Źródło (dostęp 1 VII 2023 r.). |
Niektóre budynki już zakończyły swój żywot, jak zburzony w 2015 r. czternastokondygnacjowiec. Do 1998 r. siedzibę miał tu zarząd TVP.
|
Fot. A. Marzec. „Stolica”, 1974, 52, s. 7, kopia za: źródło (dostęp 8 VI 2023 r.). |
|
Zabudowania przy ul. Woronicza 17 należące do Telewizji Polskiej, 1981 r. Fot. Mirosław Stankiewicz/TVP/EAST NEWS. Źródło (dostęp 3 V 2023 r.). |
|
Budynki telewizyjne w 1988 r. Źródło (dostęp 13 V 2023 r.).
|
|
Budynek A należący do TVP, lata 90. XX w. Zbiory Pawła Bogusza. Źródło (dostęp 8 VI 2023 r.). |
|
Teren od garażu przy ul. Samochodowej (po lewej) do al. Niepodległości (z prawej), w środku kompleks budynków TVP, w tym czternastokondygnacjowiec (w środku zdjęcia u góry). Zdjęcie lotnicze z 2014 r. Źródło (dostęp 1 VII 2023 r.). |
|
Teren od garażu przy ul. Samochodowej (po lewej) do al. Niepodległości (z prawej), w środku kompleks budynków TVP. Czternastokondygnacjowiec (w środku zdjęcia u góry) już zburzony. Zdjęcie lotnicze z 2015 r. Źródło (dostęp 1 VII 2023 r.). |
W 1991 r. przy ul. Modzelewskiego, tuż obok kompleksu budynków TVP, otwarto Studio S1 Polskiego Radia. W dniu 27 IX 1996 r. nadano mu imię Witolda Lutosławskiego. Studio Polskiego Radia jest uważane za jedną z najlepszych akustycznie sal koncertowych w Polsce i najlepsze studio nagraniowe w Europie Środkowo-Wschodniej.
|
Fot. Maria Weronika Kmoch, 3 V 2023 r. |
|
Fot. Maria Weronika Kmoch, 3 V 2023 r. |
Po północnej stronie ul. Woronicza, w kwartale między al. Niepodległości, ul. Odyńca a Wołoską, w latach 1956–1964 wybudowano Osiedle Wierzbno. Zaprojektował je zespół w składzie: Zofia Fafiusowa, Jerzy Stanisławski, Kazimierz Stasiniewicz, Tadeusz Węglarski i Andrzej Wochna. Osiedle objęło niewielki fragment dawnych Szop Niemieckich. Dziś to obszar między ul. Woronicza, Marzanny i F. Joliot-Curie. Tę część wybudowano w ostatnim etapie prac, w latach 1958–1964.
|
Oto jedna z nowo powstałych dzielnic Warszawy – osiedle mieszkaniowe Wierzbno, fragment w rejonie ul. Woronicza (ukośna z prawej strony) i Puławskiej (poprzeczna w głębi, zamykająca panoramę). Na froncie z lewej strony pawilony handlowo-usługowe, mieszczące również pocztę, głębiej – budynek szkoły nr. 119. Za budownictwem mieszkaniowym budownictwo towarzyszące niestety nie zawsze nadąża, ale z czasem wyrównają się i te dysproporcje. Fot. Zbyszko Siemaszko. Źródło: „Stolica”, 23 (1968), 44 (1901), s. 7. |
W latach 70. XX w. wybudowano Osiedle Służew – Fort Domaniewska, które, jak czytamy w „Stolicy”, zostało zlokalizowane przy ul. Wilanowskiej, pomiędzy al. Lotników, ul. Puławska, Al. Niepodległości i ul. Domaniewską, a krzyżujące się wewnątrz zespołu główne arterie komunikacyjne dzielą go na cztery różnokształtne części. Długie 11-kondygnacyjne budynki klatkowe oraz 16-kondygnacyjne punktowce decydują o charakterze całości, uzupełnionej mniejszymi budynkami oraz ciągiem zaadoptowanego budownictwa jednorodzinnego w rejonie ul. Puławskiej. Zaprojektowano tutaj ogółem dwa zespoły, trzy przedszkola, dwa zespoły administracyjne, kilka pawilonów handlowo-usługowych, stację obsługi samochodów, międzyosiedlowy ośrodek i park. Realizacja obu osiedli, rozpoczęta przed trzema laty, ma być zakończona w tym roku. Zamieszka tu łącznie ponad 21 000 osób. Projekt opracowano w zakładzie Projektowania KBM Południe. Generalnym projektantem jest inż. arch. Tadeusz Mrówczyński z zespołem.
|
Fot. Maria Weronika Kmoch, 2 V 2023 r. |
|
Pasaż usługowo-handlowy przy al. Niepodległości 19, 1981 r. Źródło (dostęp 2 V 2023 r.). |
|
Pawilon przy Al. Niepodległości 19, 1998 r. Źródło (dostęp 2 VII 2024 r.). |
|
Budynek przy ul. Modzelewskiego 60, 1981 r. Źródło (dostęp 2 V 2023 r.). |
|
Ul. Bryły 6 i 4, 1976 r. Źródło (dostęp 2 V 2023 r.). |
|
Ul. Bryły 3, 1976 r. Źródło (dostęp 2 V 2023 r.). |
|
Ul. Bryły 3, 1976 r. Źródło (dostęp 2 V 2023 r.). |
Osiedle obejmowało teren dawnych Szop Niemieckich, choć za niego wychodziło, np. blok przy ul. Bryły 3 tylko fragmentem od strony ul. Domaniewskiej stał na terenie dawnej wsi, podobnie blok przy ul. Bryły 4. Blok pod numerem 6 stanął już na gruntach dawnej wsi Służew. Na poniższe zdjęcie z 1996 r. orientacyjnie naniosłam przedwojenne granice Szop Niemieckich, co pokazuje, że nie całe osiedle Domaniewska leżało na ich obszarze.
|
Fot. Lech Zielaskowski, 1996 r. Źródło (dostęp 3 V 2023 r.). |
Można powiedzieć, że kapliczka przy ul. Maleckiego jest pozostałością po ul. Pęcherskiej. Co więcej, chodnik obok kapliczki biegnie ciągiem dawnej ulicy. Drogę w tym miejscu (dawniej miejsce obsiane żytem) nazywano Zagościńcem.
Na powyższym zdjęciu lotniczym widać zabudowę jednorodzinną przy ul. Zdziechowskiego, Abramowskiego i Pęcherskiej. Pojawiła się w okresie powojennym z powodu niedoboru mieszkań. Zapewne wiele parterowych domów powstało jako samowola budowlana. Przy domach urządzano ogródki, uprawiano warzywa, owoce w sadach. Okolice ul. Abramowskiego, nazwanej tak w 1969 r., określano mianem Koreia.
|
Fot. Lech Zielaskowski, 1996 r. Źródło (dostęp 3 V 2023 r.). |
W latach 70. XX w. okolice ul. Pęcherskiej zabudowano budynkami przemysłowymi. Łączyła ona ul. Domaniewską z półwiejską ul. Abramowskiego. Na terenie między dzisiejszym pl. Gugulskiego a ul. Samochodową istniało 8 większych baraków warsztatowych, na północ od ul. Abramowskiego – 3.
Po II wojnie światowej przy ul. Ksawerów zagościł Instytut Badawczy Budownictwa (od 1949 r. Instytut Techniki Budowlanej). Powstał w 1945 r. Główna siedziba znajduje się przy ul. Filtrowej. W księdze jubileuszowej ITB z 2005 r. czytamy: „W 1949 r. Instytut otrzymał przy ul. Ksawerów 21 (Mokot6w) około 6 ha powierzchni do prowadzenia badań poligonowych, gdzie uruchomił 1.07.1949 r. Ośrodek Doświadczalny. Ośrodek ten, po ukształtowaniu jego działalności, został przekształcony w 1954 r. w Przedsiębiorstwo Budownictwa Doświadczalnego, podlegle ITB”. W latach 60. XX w. przy ul. Ksawerów stawiano kompleks budynków ITB. Najnowsze powstały na przełomie XX i XXI w.
|
Fot. Maria Weronika Kmoch, 2 V 2023 r. |
Rozbudowa osiedla wywołała potrzebę: szkoły i kościoła. Przy ul. Niepodległości (dziś Abramowskiego) powstała Szkoła Podstawowa nr 146 im. gen. Franciszka Jóźwiaka „Witolda”. Dziś to Niepubliczna Szkoła Podstawowa nr 97 przy ul. Abramowskiego 4.
|
Fot. Stanisław Drozdowski, 26 XII 1966 r. Źródło (dostęp 27 VI 2023 r.). |
|
Widok od ul. Lutocińskiej. Fot. Stanisław Drozdowski, 26 XII 1966 r. Źródło (dostęp 27 VI 2023 r.).
|
|
Fot. Stanisław Drozdowski, 26 XII 1966 r. Źródło (dostęp 27 VI 2023 r.). |
|
Fot. Maria Weronika Kmoch, 2 V 2023 r. |
|
Fot. Maria Weronika Kmoch, 2 V 2023 r. |
|
Fot. Maria Weronika Kmoch, 2 V 2023 r. |
Szkoła podstawowa nr 130 im. Tadeusza Kościuszki powstała na działce oznaczonej jako Szopy Niemieckie 247 (dawny adres: ul. Wielicka 23). Od 1 IX 2019 r. działa tu XLIII Liceum Ogólnokształcące im. Kazimierza Wielkiego. Wcześniej mieściło się tu Gimnazjum nr 5 im. Tadeusza Kościuszki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz