Oto kolejna część pamiętnika nauczycielki pracującej na Kurpiach. Dowiemy się, jak L. Klimkówna prowadziła edukację w wiejskiej szkole, gdy na polach i w lesie widać już było oznaki wiosny. To ostatnia wiosna przed wybuchem II wojny światowej, choć pamiętnikarka tego nie mogła wiedzieć. A może ten tekst stanie się inspiracją dla współczesnych przedszkolanek? Zapraszam do lektury!
Według książki A. Białczaka, Dzieje Baranowa oraz ziem nad Płodownicą i Omulwią. Mała Kurpiowska Ojczyzna (Baranowo–Ostrołęka 2005) to dzieci ze żłobka i przedszkola w Baranowie z opiekunką, przed 1939 r. Zbiory Mirosława Grzyba. Źródło zdjęcia. |
Taką ważną zmianę w naturze, jak nastanie wiosny muszą dzieci dobrze zaobserwować. Zadaniem wychowawczyni będzie zainteresowanie ich wszystkimi objawami zbliżającej się nowej, a tak miłej pory roku.
Mali wieśniacy mają dużo wiadomości z przyrody: wiedzą, że jest cieplej, można "latać" bez palta, że ziemia odmarzła, że nastały roztopy wiosenne, że ojciec skarżył się, iż trudno było przejechać, bo tak wielka wszędzie woda, lód pod nogami pęka, odwilż, śnieg na dachu topnieje i spada kroplami. Ale sporo go jeszcze leży na dachu. Pogoda taka zmienna: raz słonko przygrzewa, to znów śnieżyca. To dopiero przedwiośnie, ale stopniowo budzi się wiosna.
Dzieci widziały, jak gospodarze zabierają się do orki, wiedzą, że bociany już przyleciały, że skowronki już wyśpiewują. Wychowawczii może poprzestać na wiadomościach, dostarczonych przez dzieci, musi je tylko posegregować.
I. Na roli. W jeden z jaśniejszych dni idziemy na krótki spacer, na pole, zobaczyć, jak sąsiad orze. Wyruszamy. "Panie Boże dopomóż" – witamy oracza. Rolnik podziękuje i uśmiechnie się do dzieci.
Zwracamy uwagę na ciężką pracę wieśniaka, idącego za pługiem, na zmęczoną twarz jego. Pokazuję: tak wygląda ugor, a tak zaorane pole. Ale to mniej dziś zajmowało dzieci – głównie wrony, które całą gromadą ciągnęły za oraczem. Nie bały się ani człowieka, ani konia, pod nogi wchodząc, kroczą po bruzdach i skibach, zawzięcie wyłapując glisty i pędraki.
– Robaka trzyma w dziobie... któryś się odzywa.
– Ta wsunęła dziób w ziemię, szuka... wyciągnęła robaka...
– Jak pędzi...
A wśród wron panuje ruch wielki – to idą, kołysząc się, zapatrzone w ziemię, to znów podskoczą, ścigają się, kto pierwszy dopadnie glistę...
– Gospodarz pomaga wronom, bo razem z ziemią glisty wyrzuca.
– A wrony się cieszą – robi któryś uwagę.
– Dużo robaków jest w ziemi.
– Jak który się pokaże – to prędko ucieka do ziemi...
Doraźna swobodna obserwacja dostarczyła dużo materiału, dotyczącego głównie czynności. A że zawiał dosyć silny wiatr wiosenny, na który zwróciłam uwagę dzieci – zaproponowałam odwrót do domu.
Po drodze pozwoliłam naciąć świeżych gałązek.
– Włożymy je do wody, a niedługo listki zaczną się rozwijać, będziemy mieli ładny bukiet zielony.
II. Nazajutrz wycięłam z czarnego i popielatego papieru naturalnej wielkości wronę, przylepiłam na tekturze i zawiesiłam na ścianie.
Tego dnia była szaruga, nie wychodziliśmy na spacer, żadnych nowych wrażeń nie było, wycięta wrona pobudziła dzieci do rozpamiętywania wczorajszej wycieczki. Dzieci wygłaszały swoje uwagi o wronach i o tych, co były na roli i o tych, które widziały gdzieindziej.
– Na nasze podwórko też przylatują, w gnojówce się grzebią, może szukają robaków. Wcale ludzi się nie boją, jak się je spędzi – to znów przylecą.
Inne znów dzieci mówiły, że dużo wron chodzi po drodze.
Jedna dziewczynka podeszła do mnie i mówi bardzo poważnie:
– Proszę pani, wrony niedobre, kurczątko nam raz jedna porwała.
– Zdarza się i to czasem, ale widocznie nie mogła znaleźć ani ziarenka, ani robaka. ani myszki, a była głodna, więc porwała kurczątko.
– Nie lubię, jak wrony krzyczą – ktoś mówi.
Zachęcam, by naśladowały głos wron.
– A raz wrony tak leciały i wszystkie razem okrutnie krakały.
– Pewno pędziły jastrzębia do lasu. Jastrząb czasem porywu: wrony, ale jak się taka gromada rzuci na niego, to nie da im rady i ucieka.
– A gdzie wrony śpią? – pyta jedna z małych.
– W lasku, który tu widać. Gdy się ściemni zbierają się wszystkie razem w gromadkę, mają sobie jedno drzewo obrane, usiądą na gałęziach cichutko i prześpią do rana.
Jedna dziewczynka podeszła do kartonu z wyciętą wroną, przyjrzała się uważnie, pyta, czy to ja wycięłam. – Tak, odpowiadam, kiedy byłam z Wami na polu to się uważnie przyglądałam wszystkim ptaszkom, a były tam przeważnie wrony, wszystkie miały jednakowe piórka czarne i jakie jeszcze? – Siwe (dzieci kolor popielaty nazywają siwym).
– Tak, na skrzydłach i na ogonie (pokazuję) miały siwe piórka.
– A czasem wrony nie mają siwych skrzydeł – dodaje jeden, ze starszych chłopców i zaraz do niego się przyłączyło paru innych, że wiedzieli czarne wrony.
– To nie były wrony, tylko gawrony. Gdy spotkacie kiedy ptaka o czarnych piórach, to mu się dobrze przyjrzyjcie, czy ma szare skrzydła i szary ogon. Jeśli ma – to znaczy, że jest wrona.
Do ćwiczeń fizycznych tego dnia wprowadziłam chód wrony. Dzieci kilka kroków idą marszem, a kilka skaczą obunóż. Na drugi sygnał zrywają się do lotu i biegnąc naśladują wrony ruchami ramion, poczym znów naśladują chód.
III. W polu. W końcu tygodnia chciałam uporządkować ostatecznie materiał z wycieczki. Oparłam się na obrazku, przedstawiającym orkę.
Dzieci od razu się zorientowały, o co mi idzie. Języki im się rozwiązały, zaczęły mówić, co sobie przypominały. Wprowadziłam nowy wyraz rolnik, którym się dzieci zwykle nie posługiwały, używając określenia "gospodarz". Ciężka praca rolników, ich ojców, była głównym tematem rozmowy.
W końcu, patrząc na obrazek wypowiedziałam dzieciom krótki wierszyk:
Orze Szymek pod zagonki,
A za pługiem chodzą wronki,
Chodzą wronki całą zgrają
I pędraki wyjadają.
Łatwe słowa dzieci wkrótce pochwyciły i wkrótce zaczęty same powtarzać.
Nie mógł ujść uwagi dzieci śpiew skowronka – pierwszy ptaszek, zwiastujący wiosnę. Czy słonce, czy niepogoda – śpiew jego zawsze się rozlega. Gdy dzieci przychodzą do przedszkola, wypytuję: "Kto słyszał skowronka, skąd głos jego dolatywał? A może kto dojrzał ptaszka? Zawsze tylko nad polem lata i śpiewa. Inne ptaszki przebywają w lesie, w ogrodzie – a on tylko na polu. Prawdziwy polny ptaszek. Otwieram czasem okno w przedszkolu, nasłuchujemy: dochodzi nas dźwięczny śpiew skowronka.
Przypominamy, że i rolnikowi przyjemnie jest pracować w polu, gdy mu skowronek przyśpiewuje. Zaśpiewałam dzieciom piosenkę "Już śpiewasz skowroneczku" piosenka ludowa).
IV. Sasanki. Pracując przez czas dłuższy na wsi, przekonałam się, że dzieci wiejskie mało interesują się kwiatami. Nie uznają np. kwiatów drobnych, ani kwiatów koloru białego. – „To żaden kolor" – utrzymują.
Czasem się zdarza, że przyniosą mi jaki bukiecik, ale nie dlatego, że im się podobał, tylko, iż mnie zrobią tym przyjemność.
Wrażliwsze są na kwiaty o silnym zapachu, jak jaśmin, bez, liście piołunu (bardzo lubią i długo noszą w ręku).
Chcąc rozwinąć w nich nieco zamiłowania do kwiatów, wybrałam do omówienia jeden z ładniejszych wiosennych — sasankę*. Sama je nazbierałam i pokazałam dziecinni. Kilkoro zbliżyło się do mnie pogardliwie odezwało się: "tego tak dużo"... ale tylko niewiele z nich znało nazwę kwiatu. Rozdaję dzieciom po jednej sasance i polecam, żeby się przyjrzały (ale dzieci nie umieją patrzeć, nie dotykając rękami).
– To nie jest taki kwiatek, jak inne, ma on swój .własny kożuszek i gdy jest zimno, to się nim przykrywa.
Zwracam uwagę dzieci na kosmate włoski sasanki.
– Dotknijcie. Co o nich powiecie?
– Miękkie, porosłe włoskami.
Pokazuję następnie pączek sasanki, cały owinięty puchem.
– Jeszcze nie jest bardzo ciepło, a pączek jest delikatny, boi się zimna, więc taki "kożuszek" przykryje go i obroni przed zimnem i wiatrem. A potem rozwinie się w śliczny fiołkowy dzwoneczek. Trzymając w ręku kwiatek obracam go przed dziećmi, żeby się przyjrzały sasance ze wszystkich stron. Czy nie ładny? Może się długo trzymać w wodzie, albo we wilgotnym mchu.
Jedna ze starszych dziewczynek pozabierała dzieciom kwiatki, ułożyła je w wazoniku i postawiła na stole.
– Lubię bardzo sasanki, mają taki śliczny kolor fiołkowy.
Dzieci zapowiedziały, że mi ich jutro dużo przyniosą. I rzeczywiście, nazajutrz miałam dużo pęczków. Powkładaliśmy kwiatki w kubki, w miseczki, koszyczki z mchem i poustawialiśmy na stolikach dziecinnych i półkach. Zwróciłam uwagę dzieciom, jak bardzo kwiaty ozdobiły naszą salę, jak wygląda teraz wesoło, świątecznie.
Będziemy zawsze pamiętali, by w naszej sali stały świeże kwiatki.
Jedna z dziewczynek odezwała się, że u siebie na komódce też postawi bukiecik sasanek. Inne też się do niej przyłączyły.
L. Klimkówna.
* Sasanki rosną na wzgórzach, pod lasem i kwitną w kwietniu.
Źródło: Budzenie się wiosny (na wsi – z dziennika wychowawczyni), "Wychowanie Przedszkolne", 15 (1939), 2, s. 54–58.
Poprzednie części pamiętnika L. Klimkówny są dostępne na blogu: KLIK (marzec i kwiecień), KLIK (maj i czerwiec) i KLIK (wrzesień i październik).
Do następnego!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz