29 czerwca 2019

Co mi daje/dała genealogia?

Dzisiejszy wpis będzie trochę inny... Dawno nie publikowałam niczego na temat genealogii. Odkąd pojawiły się posty z podpowiedziami, jak szukać przodków w Internecie: KLIK, KLIK i KLIK oraz z jakich pomocy korzystać: KLIK i KLIK, minęło już sporo czasu. Wracam więc do tematu podjętego na przełomie 2015 i 2016 r., by podzielić się z Wami kilkoma refleksjami na temat moich poszukiwań genealogicznych. Dlaczego się za nie zabrałam? Co mi dały? Po co zajmować się genealogią? Dlaczego chcę poznawać dzieje moich przodków w linii prostej i bocznych? Miłej lektury!


Często, gdy byłam małym dzieckiem i nastolatką, tata opowiadał mi o przodkach, o babci, która zmarła, zanim się urodziłam, o pradziadku Janie z sumiastymi wąsami, co walczył z Piłsudskim. Mama opowiadała mniej. Byłam zbyt młoda, by doceniać te opowieści, by się w nie zagłębiać. Ale ciekawość była zawsze...

Gdy dorosłam, zaczęło mnie denerwować, że wiele osób z mojego otoczenia przekonywało mnie, że mam niemieckie nazwisko... A w rodzinie krążyła opowieść o tym, że pradziadek przybył do Drążdżewa Nowego (gm. Jednorożec) z daleka. Tata pamiętał, że pradziadek wspominał imiona swoich rodziców i miejsce urodzenia. Chciałam ustalić, gdzie jest ta Łączka/Łączki (?), o której/których wspominał tata. Jan Kmoch zmarł, kiedy tata miał 15 lat, więc też dokładnie nie pamiętał opowieści swojego dziadka. Początkowo szukałam przodków w Łączkach koło Kolna, też z powodu podpowiedzi kolegi taty z pracy, który słyszał o takiej miejscowości w tamtej okolicy. Bezskutecznie. 

I tak nadszedł grudzień 2015 r., a ja, korzystając z przerwy bożonarodzeniowej, zaczęłam intensywniej szukać przodków ze strony taty w Internecie, w aktach metrykalnych. Intrygowało mnie nazwisko, chciałam znaleźć "gniazdo rodowe" rodziny. Odtworzyłam to, co opowiadał tata, wzięłam odpis aktu zgonu pradziadka i ustaliłam, że urodził się w 1897 r. w Łączce... na Kurpiach Białych. Tego zupełnie się nie spodziewałam! Było to odkrycie niespodziewane, bowiem jako osoba działająca przez lata w zespole kurpiowskim miałam silną tożsamość regionalną, zielonokurpiowską, a Puszczę Białą traktowałam jako tą "mniej kurpiowską". A tu taka niespodzianka! Co ciekawe, kiedy we wrześniu 2015 r. pisałam pierwszy post genealogicznego poradnika, linkowany wyżej, nie pomyślałam, że wyskakujący w wynikach poszukiwań w Genetece Kmochowie z Wyszkowskiego to rodzina. Widocznie tak bardzo nie chciało mi przejść przez myśl, że rodzina nie pochodzi z Kurpi Zielonych.


Ustaliłam, że przodkowie Jana pochodzili z Porządzia. Dotarłam do Marcina Kmocha (ur. 1844 r.). Pomyślałam, by poszukać kogoś z Porządzia na Facebooku. Może jacyś Kmochowie tam jeszcze mieszkają?! Pisałam do kilku osób. Trafiłam m.in. na Piotra Kmocha z Porządzia, 2 lata ode mnie młodszego i, jak się później okazało, zainteresowanego historią lokalną, rodzinną. Był pierwszą osobą o tym nazwisku, mieszkająca w Porządziu, która wyświetliła mi się na Facebooku, do której napisałam i która - co ważne - odpisała i wykazała zainteresowanie. Podał mi informacje o swojej rodzinie do 3 pokoleń wstecz i po 2-3 dniach ustaliliśmy wspólnego przodka, właśnie wspomnianego Marcina! Spotkaliśmy się na wręczeniu Kurpików 2016.



Wczoraj w Ostrołęckim Centrum Kultury odbyła się jubileuszowa 15 gala wręczenia Kurpików, nagród Prezesa Związku Kurpiow, zwanych Kurpiowskim Oscarami. Serdecznie dziękuję za wyróżnienie mnie za 2015 rok w kategorii "Promowanie regionu" (drugą laureatką w tej kategorii jest Ewa Mielnicka, Miss Polski 2014 @_missewa.com_ - gratulacje!). Wiele wspaniałych osób i instytucji zostało docenionych za ich bezinteresowną pracę na rzecz regionu kurpiowskiego. To, że znalazłam się w ich gronie, to dla mnie ogromne wyróżnienie i zachęta do dalszej działalności. Wczoraj poznałam mnóstwo wartościowych i przemiłych osób, m.in. rozmawiałam z wnukiem Adama Chetnika, Jackiem, na tematy "kapliczkowe", poza tym wymieniłam kontakty z osobami, z którymi - mam nadzieję - będę w przyszłości współpracować. Jednak ze wszystkich wczorajszych spotkań i chwil najważniejsza jest dla mnie ta uchwycona na zdjęciu. W czasie poszukiwań genealogicznych odkryłam, że moje "gniazdo rodowe" to okolice Porządzia w Puszczy Białej. Piotrek był pierwsza osoba o nazwisku Kmoch, mieszkająca w Porządziu, która wyświetlila mi się na Facebooku i do której napisałam. Okazało się, że mamy wspólnego 3xpradziadka. Niezmiernie się cieszę, że mogliśmy się poznać. I to nie ostatnie spotkanie! Szykuję się na wycieczkę w rodowe strony ;-) To jeden z najpiękniejszych dni w moim dotychczasowym życiu ;-) Do tego pierwszy raz od 8 lat założyłam strój kurpiowski. Jestem dumna z tego, że jestem Kurpianką i to w 100%! Mam bowiem korzenie i w Puszczy Zielonej, i w Puszczy Białej. Marzenia się spełniają <3 #Kurpik #Kurpiki #kurpiki2015 #nagrodaprezesazwiazkukurpiow #nagroda #prize #award #ostroleka #Kmoch #mariaweronikakmoch #Kmoszki #kmochy #puszczabiala #puszczazielona #memories #happy #Family #rodzina #kapliczkiikrzyzeprzydroznewgminiejednorozec #Kurpie #kurpiezielone #Kurpiebiale #folklor #strojkurpiowski #folk #Kurpianka #kurp #kurpikurpianka #meeting #mariaweronikakmoch #kurpiesafajni
Post udostępniony przez Maria Weronika Kmoch (@mwkmoch)

Potem udałam się do Archiwum Diecezjalnego w Płocku, by szukać dalej. Kwerendę prowadziłam na marginesie prac nad monografią parafii Jednorożec, co sprawiało, że i tak byłam często w tym mieście. Dzięki odnalezionym aktom metrykalnym okazało się, że rodzina Kmochów koncentrowała się przez wieki w Porządziu i okolicach, na terenie parafii Wyszków i Długosiodło. Odtworzyłam drzewo genealogiczne w linii prostej i bocznych do Piotra Kmocha (1764-1842).

Latem 2016 r. wybrałam się do Porządzia z rodzicami, siostrą oraz ciocią taty, by odwiedzić miejscowości, z których pochodzili nasi przodkowie oraz... by spotkać się z rodziną Piotra, który stał się wspólnym ogniwem i służył pomocą w poszukiwaniach. 


I tak od tamtej pory tworzę drzewo Kmochów. Ustaliłam m.in. fakty na temat pradziadka Jana i jego rodziny, co było skutkiem zaangażowania w indeksację ksiąg z Drążdżewa, rodzinnej parafii taty. Pradziadek i jego rodzice byli pierwszymi osadnikami w Drążdżewie Nowym, w części zwanej "Nabywcami", patrząc od skrzyżowania we wsi, za którym jest stara część wsi, tzw. "Posilenie". Dowiedziałam się też, że w tym czasie do Drążdżewa Nowego sprowadziło się wielu Kurpiów, i Zielonych (z miejscowości bliżej położonych, np. Dynak, Ramiona, ale i dalej, np. Wykrot), i Białych (parafie Długosiodło i Wyszków). Dziedzic "rozdawał" ziemię, więc zainteresowani sprowadzali się z nadzieją, że będą to ziemie lepsze niż słynne kurpiowskie psiaski. Niestety ziemia wcale tu nie lepsza, ale jakoś dało radę gospodarzyć. O potomkach Jana Kmocha pisałam na Facebooku. Polecam też tekst m.in. o mojej babci Bronisławie Kmoch z Kowalczyków.

Co jeszcze odkryłam? Dzięki pracy nad monografią parafii Jednorożec odwiedziłam archiwum IPN, w którym odkryłam dokumenty dotyczące Eugeniusza Kmocha, pilota RAF, o którym wspomniała mi jedna z komentujących posty na fanpage'u Kurpianka w wielkim świecie na Facebooku, podejrzewając, że to może być moja rodzina. Okazał się być wnukiem Marcina Kmocha. Tak, tego Marcina, który łączy wszystkich nas, Kmochów, przynajmniej tych współcześnie żyjących i się do mnie odzywających. 

Marcin Kmoch doprowadził mnie też do swoich potomków w Pułtusku, do rodziny Rocha, który posiadał młyn w mieście i był tokarzem. Miał smykałkę stolarską  - wykonał ganek domu, w którym mieszkał z rodziną. Takie samo zacięcie miał mój pradziadek Jan, jego syn Adam i mój tata. W 2017 r. przekazałam z tatą warsztat stolarski pradziadka do Muzeum Kurpiowskiego w Wachu. Córki Rocha jako nauczycielki pięknie pielęgnowały kulturę białokurpiowską. Wnuczka Rocha natomiast pracowała w pułtuskiej Cepelii. Siostra Rocha Stefania była członkinią zespołu prowadzonego przez ks. Józefa Trzaskomę, kiedy był proboszczem parafii Porządzie przed II wojną światową. 


Od sierpnia 2016 r. prowadzę z Piotrem Kmochem, a także Arturem Gałązką, wnukiem wspomnianej Stefanii Kmochówny, który udostępnił mi powyższe zdjęcie, fanpage na Facebooku, poświęcony Kurpiom Białym - zapraszamy: KLIK.


Dwa miesiące wcześniej zaprezentowałam efekty dotychczasowej pracy nad drzewem genealogicznym Kmochów na spotkaniu rodzinnym w Drążdżewie Nowym z okazji 50-lecia małżeństwa cioci taty, tej samej, która była z nami w Porządziu. 


-----------------------------------------------------



Ze strony mamy nie miałam tak wielu opowieści. Mało mówiło się o przeszłości, a przynajmniej takie miałam wrażenie. Po latach wyjaśniło się, z czego to mogło wynikać.

Drzewo genealogiczne ze strony mamy, pochodzącej z Lipy w gm. Jednorożec, tworzyłam od 2016 r. Opowieścią, która stanowiła impuls do dogłębniejszych badań Krawczyków i innych rodzin ze strony mamy, był epizod z 1945 r. Wówczas to w Lipie członkowie oddziału ROAK pod dow. Kazimierza Artyfikiewicza "Trzynastki" zostali pojmani i zabici przez grupę funkcjonariuszy UB, milicjantów i żołnierzy sowieckich. W mojej rodzinie wiedziano o tragedii oddziału ROAK i o tym, że pradziadek Józef Krawczyk (1891-1953) był osobą, która pomagała oddziałowi "Trzynastki". Partyzanci schronili się u Krawczyków, spali w stodole, ale właśnie 15 lipca zostali schwytani. Pisałam o tym szerzej na blogu: KLIK.

W rodzinie wiedziano, ale się o tym nie mówiło, istniała jakaś dziwna aura tajemniczości, swego rodzaju tabu. Może było związane z obawą o represje, jakich można było doświadczyć za pomoc "wrogom Polski Ludowej". Taką obawę mógł czuć pradziadek, a potem i jego potomkowie, stąd zakaz mówienia o "Trzynastce". Nie wiem, czy pradziadek doświadczył jakichś represji za pomoc ROAK. Podobno on i dziadek Eugeniusz miewali problemy z przydziałem materiałów np. na remont budynków gospodarczych. To tylko przekaz rodzinny, bez potwierdzenia w dokumentach. 

Ta opowieść sprawiła, że tama została przełamana; okazało się, że opowieści ze strony mamy mogą być równie ciekawe, co ze strony taty, choć może trudniej będzie do nich dotrzeć. I rzeczywiście, poszukiwania zdjęć, na których byłby pradziadek, trwały długo. Udało się w 2018 r. dzięki kontaktowi z potomkami pradziadka z drugiego małżeństwa (ja jestem z pierwszego) oraz przygotowaniami do wystawy plenerowej w Lipie - inicjatywy Stowarzyszenia "Przyjaciele Ziemi Jednorożeckiej". W archiwum S. Gosia znalazłam też mnóstwo innych zdjęć, na których widać moją mamę i jej rodzeństwo w czasach szkolnych.  






Post udostępniony przez Maria Weronika Kmoch (@mwkmoch)

Pradziadek Józef okazał się być osobą, która w okresie międzywojennym woził bryczką księżną Marię Ludwikę z Krasińskich Czartoryską, gdy przyjeżdżała do swoich dóbr krasnosielckich i chciała je obejrzeć. Dowiedziałam się też, że z prababcią Józefą oraz kilkorgiem dzieci w 1915 r. ruszył w bieżeństwo do Rosji, gdzie urodził się jeden z jego synów. Wrócili na pewno przed 1922 r., kiedy na świat przyszedł mój dziadek. A bieżeństwo to temat, którym zaczęłam się interesować w 2017 r. po lekturze książki A. Prymaki-Oniszk Bieżeńcy 1915. Zapomniani uchodźcy, którą recenzowałam na blogu: KLIK.

Poszukiwania rodziny ze strony babci, mamy mamy, doprowadziły mnie do USA. Okazało się, że pradziadek Eugeniusz Piętka z rodzicami i rodzeństwem przebywał na emigracji zarobkowej za oceanem. 


Rodzina ze strony mamy to głównie Przasnyskie i okolice. Dzięki dobremu zachowaniu źródeł udało mi się doprowadzić drzewo genealogiczne Gosiów, przodków prababci Marianny, do I poł. XVIII w., kiedy to żył Szymon Goś, ojciec Macieja, ur. w 1750 r. Mama sobie przypomniała, że prapradziadek Wojciech na początku XX w. odnawiał, rozbudowywał kościół w Świętym Miejscu, wówczas kaplicę w parafii Przasnysz, a brat prababci Marianny, Wincenty Goś, przebywał w obozie KL Soldau w Działdowie za ucieczkę z niewoli.

Wraz z Gosiami worek powiązań rodzinnych się rozsypał! W końcu 2016 r. okazało się, że Stanisław Goś (1922-2013), żołnierz NZS, nauczyciel i dyrektor szkoły w Lipie, który uczył moją mamę, to wnuk brata mojego prapradziadka. Znajoma z Facebooka, śledząca od lat mojego bloga, okazała się być kuzynką! Sąsiadka i dobra koleżanka okazała się być kuzynką (i to urodzoną tego samego dnia, co ja)! Wszystko to dzięki jednemu zdjęciu, które przekazała mi do archiwum społecznego Barbara Obidzińska, córka wspomnianego nauczyciela, także kuzynka.


No i na koniec rewelacje z jesieni 2019 r. Internetowy znajomy, którego nigdy nie miałam okazji poznać osobiście, a chodził do tego samego liceum co ja, jest synem mojej polonistki i też był laureatem Olimpiady Historycznej, okazał się być ze mną spokrewniony. Zajmuje się genealogią i bardzo szybko odkrył, że ze strony mamy mam... pochodzenie drobnoszlacheckie! Moi przodkowie byli właścicielami części Dzierżanowa w powiecie makowskim. Jestem potomkinią Chełchowskich herbu Lubicz i Głodowskich herbu Dąbrowa.


W kwestii nazwiska Kmoch ustaliłam, że pochodzi od kuma, kumocha, czyli ojca chrzestnego lub przyjaciela. Krawczyk to zdrobnienie od krawca. Krawczyk mógł być synem krawca, a może raczej czeladnikiem, uczniem krawca. Sprawa innych nazwisk w moim  drzewie jest równie ciekawa, ale na to jeszcze przyjdzie czas.

-----------------------------------------------------

To po co mi ta genealogia? Po co spędzać czas, szukając aktów metrykalnych w Internecie, wydawać kasę na wyjazdy do archiwów, tracić czas na czekanie na odpowiedź z IPN czy chodzić po wsiach w poszukiwaniu zdjęć z przeszłości? 

Po pierwsze to hobby. Nie określam tego mianem pasji - oczywiście w moim przypadku - bo nie jest tak silna jak zainteresowanie historią lokalną, regionalną, ale z niej wypływa i się z nią łączy. Choć może na siłę szukam określenia, które powinno przyjść naturalnie i wypływać z tego, jak się czuję, odkrywając historię rodziny. A czuję się tak samo błogo, spełniona, szczęśliwa jak wtedy, kiedy odkrywam coś dotyczącego historii gm. Jednorożec, Przasnyskiego czy Kurpiowszczyzny.

Fascynujące jest dla mnie odkrywanie powiązań historii regionalnej, bliższej niż ta Wielka, ale jednak nadal jakoś odległej, z historią mojej rodziny, rodzinnej miejscowości, sąsiedniej wsi. Pradziadek ukrywający partyzantów, prapradziadek remontujący kościół w sąsiedniej parafii, pradziadek emigrujący za chlebem, krewny w KL Soldau, kuzyn w RAF... Takie przypadki sprawiają, że historia regionalna staje się ciekawą układanką, której rozwiązywanie sprawia wiele przyjemności. Ktoś mógłby powiedzieć, że mam łatwiej, bo i tak siedzę w archiwach, bo zbieram materiały do wielu artykułów czy publikacji książkowych. Ale skoro ja mogę, to dlaczego Ty nie?


Genealogia jako nauka pomocnicza historii pozwala pogłębić wiedzę na temat przeszłości. Nierzadko zainteresowanie historią zaczyna się od poznania dziejów rodziny, nawet jeśli poszukujący nie przepadał za historią w wydaniu szkolnym. Często genealogia pozwala spojrzeć na historię od tej strony, która nie jest uwzględniona w podstawie programowej i nie jest przedstawiana na zajęciach w szkole.

Genealogiczne poszukiwania uczą cierpliwości i zachęcają do dociekliwości. O ile z tym drugim nie mam problemu, tak z pierwszym owszem, więc dokładanie kolejnych puzzli do rodzinnej układanki, czekanie na nowe informacje, przeczekiwanie okresów "posuchy" czy niemożności wyjazdu w dane miejsce uczy wytrwałości. Pomaga wyrobić dobre cechy charakteru. Genealogia pozwala na rozwiązywanie zagadek z przeszłości, ćwiczy umiejętność łączenia faktów i myślenia przyczynowo-skutkowego. 

Genealogia jest dla mnie impulsem do odwiedzenia miejsc, do których może sama z siebie bym nie dotarła. Czy pojechałabym do Porządzia, Rząśnika itp., skoro uważałam Kurpie Białe za "mniej kurpiowskie"? Wątpię. 

Poszukiwania rodzinnych powiązań pozwalają na spotkanie niezwykłych ludzi. Czasem tylko internetowo, a czasem osobiście. Bo jak, jeśli nie przymiotnikiem "niezwykłe", określić spotkanie ludzi, którzy widzą się po raz pierwszy i czują od razu, że coś ich łączy? Gdy okazuje się, że osoba znajdująca się daleko w drzewie ma podobne zainteresowania? Co więcej, że zachowuje się podobnie, że w rodzinie są te same cechy, które zauważmy do dziś?

Genealogia sprawiła, że zbliżyłam się do niektórych członków rodziny: i tej bliższej, i tej dalszej. Okazało się, że pewne kwestie też ich interesują, że też się nad nimi zastanawiali.  Pragnęli podjąć pewne działania. Brakowało tylko impulsu. Nadszedł, bo ktoś - w tym wypadku ja - wykonał pierwszy krok.

Nie może być mowy o wymówkach, że nie masz możliwości i czasu. Informatyzacja znacznie ułatwiła poszukiwania genealogiczne. Mnóstwo aktów metrykalnych jest zindeksowanych, a nawet sfotografowanych, w grupach dyskusyjnych i na forach wiele osób oferuje darmową pomoc w poszukiwaniach, poradę, a możliwości poruszania się ze względu na dostępność samochodów czy komunikację kolejową też wspierają w poszukiwaniach rodzinnych.

Last, but not least... Zajmowanie się historią rodziny pozwala mi odpowiedzieć na pytanie, kim jestem. Skąd się wzięły we mnie pewne cechy charakteru, zainteresowania, zachowania... Pradziadek był w Rosji, choć o tym nie wiedziałam, kiedy zainteresowałam się bieżeństwem. Ciągnęło mnie do tego, żeby poznać lepiej postać ks. Jana Trzaskomy. Czemu? Może podskórnie czułam, że jest związany z moją rodziną przez posługę w parafii obejmującej tereny zamieszkania moich przodków. Pisząc ten post, zorientowałam się, że angażując się w akcję zbierania podpisów pod apelem do burmistrza Działdowa o godne upamiętnieniem obozu KL Soldau i zabezpieczenie budynków poobozowych, dbam o pamięć brata prababci, którego to straszne miejsce pochłonęło w czasie II wojny światowej. Na szczęście wyszedł z obozu, ale inni nie mieli takiego szczęścia.

Wielokrotnie moje przeczucie i instynkt historyczny mnie nie zawiodły, choć nie zawsze rozumiałam, skąd te przeczucia się biorą. Może ktoś uzna to za naciąganą historię, ale ja w to wierzę.

Genealogia pozwala mi lepiej dostrzec, jakie wartości są dla mnie ważne, co cenię w życiu. Utwierdza mnie w przekonaniu, że jestem tu i teraz dzięki nim. Do ich historii dokładam swoją cegiełkę. Poznając ich historię, czasem niełatwą, niekoniecznie będącą powodem do dumy, uczę się akceptacji w stosunku do innych i samej siebie. Mogąc poznać ich historię, poznaję siebie. Tego sobie i Tobie życzę.





-----------------------------------------------------



Po publikacji tego wpisu dostałam propozycję wywiadu dla warszawskiego wydania "Gazety Wyborczej". Artykuł możecie przeczytać tutaj: KLIK.

Potem było zaproszenie do "Pytania na śniadanie" w TVP2. Nagranie jest dostępne niżej. Po emisji programu odezwał się do mnie daleki krewny, o którym nie wiedziałam.


Następnie Małgorzata Jabłońska przeprowadziła ze mną wywiad dla InfoPrzasnysz: KLIK. I tak lato 2019 r. stało się czasem popularyzacji genealogii!

Ponownie w "Pytaniu na śniadanie" byłam w maju 2020 r. Nagranie jest poniżej.



Mam nadzieję, że moje doświadczenia przekonają Was, że warto się zajmować historią rodziny, że to niezwykle pasjonujące i satysfakcjonujące zajęcie!

Do następnego!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz