Kultura
kurpiowska w Jednorożcu i okolicach (powiat przasnyski) zawsze była żywa pomimo
peryferyjnego położenia na zachodnim krańcu Puszczy Zielonej. Okresy jej
ożywienia przeplatały się, ze względu na różne czynniki, z okresami zastoju.
Wedle źródeł kultura kurpiowska żywa była tu przed I wojną światową i w okresie
międzywojennym.
W
tym artykule prezentuję obrzędy weselne w Jednorożcu przed II wojną światową.
Pozwoli to na uwidocznienie związków miejscowych zwyczajów z regionem
kurpiowskim oraz wskazanie na specyfikę i odrębności od schematu kurpiowskiego
wesela, znanego ze wzorców z centralnej części regionu. Niestety niewiele jest
relacji sprzed I wojny światowej, w których wypowiadaliby się mieszkańcy i mieszkanki
mojej rodzinnej wsi. Z okresie międzywojennym jest nieco lepiej, choć materiał
ogranicza się do kilku relacji. Materiałem pomocniczym w opracowaniu tematu były
powojenne archiwalia i materiały prasowe informujące o dawnych zwyczajach
weselnych.
Jak pisał na początku XX w. Dominik
Staszewski,
Kurpie tworzą stadła wszyscy bez wyjątku.
Nie ma między nimi kawalerów w wieku odpowiednim do żeniaczki, a i stare panny
są bardzo wielką rzadkością, chyba jakie ułomne a biedne. Również wdowy do
najpóźniejszej starości zawierają wciąż nowe związki małżeńskie, bardzo często
kilka krotnie.
Uważał, że małżeństwa zawierano Pośpiesznie
i jedynie dla korzyści.
Żeniono się w młodym wieku: mężczyźni po ukończeniu 18–21 lat, kobiety – 16.
Powodem było to, że Młodzież kurpiowska
bardzo wcześnie dojrzewa fizycznie i płciowo. Piętnastoletnie dziewczyny i tacy
sami chłopcy chodzą już na zabawy. Wcześnie też żenią się i wychodzą za mąż.
Niema prawie na puszczy kawalerów „samożyjców” i starych panien – wszyscy, jak
tylko dojdą do lat, w których mogą dostać ślub – korzystają z tego. (…) Chłopcy 19-letni już są ojcami.
Na temat motywów wczesnej
żeniaczki wśród Kurpiów gorzko pisał D. Staszewski. Wedle jego obserwacji Kurp
nie szukał w małżeństwie towarzyszki życia lub pomocy w gospodarstwie, ale pieniędzy na „spłatkę” z osady. (…) Toż samo i kobiety. Te znowuż nie dobrego
ojca, , ale „dobrego miejsca” szukają, to jest dobrej osady, małej gromady w
izbie, jak np. mniej licznego rodzeństwa, braku „ojców” lub „dziadków”
dożywotników itp., dogodnych dla siebie warunków, ale o pana młodego i
przyszłego męża najmniej się troszczą. Anna
Urlich z Łukasiaków (1931–2015) ze Stegny pisała: Bywało też że znalazł się kawaler, który wysyłał rajków do panny już
„zatargowanej” i jeśli był bogaty lub stawiał mniejsze wymagania – rozbijał
poprzednie zaręczyny. Zdarzało się, że rodzice zmuszali
młodych do ślubu.
Przede wszystkim zanim doszło do ślubu należało
znaleźć odpowiedniego kandydata/kandydatkę. Oczywiście na małżeństwo musieli
zgodzić się rodzice młodych, dla których nierzadko ważniejszy był interes niż
uczucia. Jak wspominała A.
Urlich, Często małżeństwo nie dochodziło
do skutku dlatego tylko, że panna młoda nie miała odpowiedniej ilości pierzyn
czy inwentarza. Posag bowiem był sprawą niesamowicie ważną: zdarzało się czasami że nie dochodziło do
porozumienia z powodu jednej owcy. Nic tu nie pomogło, że młodzi się kochali. Etnograf
Adam Chętnik zanotował, że na Kurpiach nie liczyła się też uroda ani
inteligencja kandydatki na żonę, a
jeżeli brano to pod uwagę, to w niewielkim stopniu.
Co
więcej, w Jednorożcu zrośniętym przez wieki w jedną aglomerację z pobliską wsią
Stegna dochodziły do głosu miejscowe antagonizmy. Tak o nich pisała A. Urlich: Nie
daj Boże, żeby Stegniarz wybrał się w zaloty do Jednorożanki, cały do domu nie wrócił. Nie posyłano też swatów w tzw. „rajby” na Stegna.
Stegniarze nazywali Jednorożaków
Kurpiami, za co oni bardzo się obrażali. Matka moja Marianna
Łukasiak, z domu Deptułówna, opowiadała nieraz, że właśnie najczęstszym powodem
tych bójek było przezwisko Kurp, oraz próba nawiązania kontaktów z dziewczynami
z Jednorożca. A przecież Jednorożec leży w Zielonej Puszczy Kurpiowskiej w
najbardziej na zachód wysuniętej jej części. To Jednorożaki za miano Kurpia
obrażali się śmiertelnie. Dla nich Kurpie to byli ludzie zza rzeki Orzyc,
których nazywali „tlajami”, uważali ich za naród ciemny, zacofany, a siebie za
bardziej oświeconych, lepiej znających świat. Jako dziecko pojąć nie mogłam,
dlaczego ta jedna z pozoru wieś dzieli się na dwie i to tak nie lubiące się
wzajemnie. (…) Dziadek opowiadał, że Jednorożec był wsią
królewską. Chłopi nie odrabiali pańszczyzny, byli wolnymi chłopami królewskimi. Natomiast Stegna była wsią pańszczyźnianą,
należącą (…) do majątków hrabiów
Krasińskich. Jej mieszkańcy byli na łasce panów, odrabiali pańszczyznę, stąd
też Jednorożaki uważali się za lepszą warstwę społeczeństwa. Nie pozwalali
swoim córkom, czy siostrom wychodzić za mąż za Stegniarzy, którzy w ich
mniemaniu byli niżej od nich w hierarchii społecznej. Małżeństwa między osobami z Jednorożca i Stegny,
podobnie jak wpływ Kościoła (ta sama parafia), straży ogniowej czy miejscowej
szkoły, przynależność ludzi z obu wsi do tych samych organizacji społecznych w
okresie międzywojennym doprowadziły do zatarcia różnic, tak że nienawiść
zupełnie wygasła.
Niemniej jeszcze po 1945 r. zdarzały się związki, które zawierano tak, by
przestrzegać dawnych niepisanych zasad.
Jak
wyglądało umawianie małżeństwa? A. Urlich pisała: Do domu, w którym była panna na wydaniu – wysyłał kawaler specjalnych
posłów zwanych rajkami. Rajkami byli wujowie bądź sąsiedzi. Każdy kawaler
wybierał ich sobie sam. Do domu panny wybierał się najpierw jeden rajek w tak
zwane posły z zapytaniem czy reprezentowany przez niego kawaler może przyjść do
panny w rajby, czy ta panna chce z nim porozmawia.
W kurpiowskich gminach powiatu przasnyskiego (Jednorożec, Baranowo i Zaręby)
część ta zwana była wypyty.
Jeśli kawaler uzyskał zgodę dziewczyny, za
parę dni, przeważnie w czwartek do domu panny udawał się kawaler w towarzystwie
dwóch rajków. Młodzi siedzieli w jednym kącie izby, gruchając ze sobą, a w
drugim kącie Rajkowie z rodzicami ustalali wysokość posagu. Wyglądało to jak
dobijanie targu.
Rozmawiając o wysokości posagu, dosłownie używano sformułowania kupno jałówki z jarmarku, a była nią
dziewczyna na wydaniu. Rajkowie wcześniej byli poinformowani przez
kawalera i jego rodziców czego mają żądać w posagu. Jeśli rodzice panny nie
mogli lub nie chcieli sprostać stawianym żądaniom – nie dochodziło do zaręczyn
i rozchodzili się bez gniewu. Udany
targ okraszano na koniec kieliszkiem alkoholu: rajkowie stawiali na stół wódkę, a gospodarze zakąskę, siadano razem do
stołu i panna była już „zatargowana” i inni kawalerowie nie wysyłali do niej
posłów.
Zmówiny, zwane dawniej w Jednorożcu rajbami, potem komplementami,
prowadzone za pomocą rajków (rajbów, rajów), odbywały się w czwartki lub soboty, nigdy
w piątek. Następnie,
najczęściej w soboty, dawano na zapowiedzi w kościele. Przed południem tego dnia, którego mają dać na zapowiedź, przyjeżdża
młody z rodzicami, drużbami i muzykantami do domu panny młodej i po wspólnym
dobrym obiedzie, starzy zostają w domu, a młodzi z drużbami i druhnami jadą do
proboszcza. Ksiądz, wypytawszy się młodych o pacierz, o zasady wiary, przyjmuje
na zapowiedź i młodzi wracają do domu. Po drodze śpiewają różne pieśni zalotne,
jakie w pamięci mają. W każdej parafii śpiewano inne pieśni.
A.
Urlich zapamiętała, że po pierwszej zapowiedzi urządzano zaręczyny mniej lub więcej huczne. W
Jednorożcu nie było to wymagane, ale się zdarzało. Skierkowski
zanotował, że po powrocie z zapowiedzi jedzono kolację (kawa, chleb, piwo,
wódka), a następnie państwo młodzi szli na wieś prosić znajomych na muzykę, czyli na całonocną zabawę. Zaręczyny
(zrankoziny) miały charakter
beztroskiej zabawy, przeplatanej wesołymi śpiewami. Jak relacjonował A.
Chętnik, W Przasnyskiej części Kurpiów (…) śpiewają przy tem taką piosenkę:
A cemuześ nie przyjechał, kiedym ci kazała?
Cyś Kuników w domu ni nioł, cy mać ci nie dała?
Tylem ni nioł zezwolenia od ojca swojego.
Jeśli
pan młody pochodził ze wsi oddalonej od ojcowizny panny młodej, rodzice panny
młodej wraz z córką jechali na opatry,
czyli oględziny majątku i domu oraz rodziny pana młodego. W
Jednorożcu między zmówinami a ślubem
mijały 3 tygodnie.
Dzięki
A. Urlich wiemy, że w Jednorożcu Po
pierwszej zapowiedzi jechano do rejenta, dokonywano zapisów gruntu i posagu
panny młodej.
Posag zwano wyrzandą. Tydzień
przed ślubem jednorojska panna wybierała
swoją najlepszą koleżanką na starszą druhnę, z którą razem zapraszała na swoje
wesele młodzież i starszych ze swojej rodziny. Wedle A. Chętnika wybór druhny odbywał
się wieczorem w przeddzień wesela, po poczęstunku dla młodych kobiet wydanym
przez pannę młodą. W
Jednorożcu na wesele prosili oboje młodzi.
To
do pana młodego należało załatwienie
orkiestry, zaopatrzenie w alkohol, reszta należała do rodziców panny młodej.
Pan młody kupował też obrączki, suknię ślubną i welon dla panny młodej. Ona zaś
kupowała mu koszulę i muszkę. W Jednorożcu wieczorem przed dniem
ślubu, ewentualnie 2 dni przed uroczystością, u pana młodego organizowano
zabawę (forma wieczoru kawalerskiego?). Na zabawie pan młody wybierał drużbów.
Czasem później szli bawić się w domu panny młodej.
|
Wnętrze chaty w Jednorożcu w 1914 r. Fot. Aleksander Maciesza. Zbiory Towarzystwa Naukowego Płockiego.
|
Jak
wspominała A. Urlich, W dniu ślubu
starszy drużba ze starszą druhną zwozili do domu weselnego zaproszonych gości
wozem pięknie ustrojonym zaprzężonym w parę karych koni, ustrojonych w białe
kokardy. Każdą z druhen przywoził wozem starszy
drużba. W 1963 r. etnochoreolożka Grażyna Dąbrowska, opierając się na relacjach
kobiet należących do KGW w Jednorożcu, zapisała, że starszy drużba zwoził
druhny i drużbów; nie wspomniała, że towarzyszyła mu starsza druhna. Następnie
starszy drużba i starsza druhna przywozili pana młodego, jego rodzinę i gości,
ewentualnie rodzinę panny młodej.
Przy
bramie następowało prześpiewywanie się gości o pannę młodą, której rodzina i
znajomi nie chcieli tak łatwo oddać. Dopiero gdy goście złożyli okup w postaci
antałka bezalkoholowego piwa jałowcowego zwanego kozicowym, brama się otwierała i następowało witanie oraz zabawa
przy poczęstunku,
poprzedzone dobijaniem się drużbów i pana młodego do drzwi chaty zamkniętych
przez druhny.
Przed domami jednorojskich panien młodych śpiewano wówczas pieśń Leć głosie po rosie. Gdy panna młoda
otworzyła drzwi, witała zebranych i zapraszała do środka, ludzie wchodzili,
śpiewając pieśń A dzień dobry wom, wom.
Wesele
nie mogło się obejść bez muzyki. A. Urlich zapamiętała: Każdą partię przywiezionych gości witała w progu marszem orkiestra,
której goście dawali pewne kwoty pieniężne. Nazywało się to marszowym. Wedle powojennych relacji członkiń
jednorojskiego KGW kapela weselna składała się z harmonisty, skrzypka i
bębnisty (bęben z gruchawkami). Na weselach w Jednorożcu, zgodnie z
notatkami z 1963 r., na skrzypcach grał Wincenty Warmus (1906–1968), a
harmonistą był Tadeusz Jeznach (1931–?) pochodzący z sąsiedniego (już
niekurpiowskiego) Drążdżewa. Na skrzypcach umiał też grać Bolesław Łukasiak
(1918–?) z Bud Rządowych w parafii Jednorożec, emerytowany kolejarz. W Zbiorach
Fonograficznych IS PAN można znaleźć nagrania melodii, które T. Jeznach zagrał
na harmonii pedałowej z Bud Rządowych (nie wiadomo, czy należała do B.
Łukasiaka, czy kogoś innego, ale wiadomo, że od Łukasiaka Jeznach uczył się
grać na instrumencie). Nagrano następujące tańce: ober z Podlasia, stara baba, kujawiak, powolniak, lansjer, kontro,
polka galopka, oberek. Dla uzupełnienia można dodać, że wedle informacji z 1963
r. w Budach Rządowych, też kurpiowskiej wsi, ale już położonej po drugiej
stronie Orzyca, w skład kapeli wchodziła harmonia pedałowa, skrzypce, klarnet i
bębenek z talerzami zwany jazzem.
W momencie przybycia pana młodego do domu narzeczonej kapela grała marsza.
Przy
przywitaniu przez młodą i zaproszeniu do domu goście przechodzili do izb zastawionych stołami i zasiadali do biesiady. Był
czas przekąszenie czegoś lekkiego. W
tym momencie goście częstowali się kawą z pszennym plackiem,
ewentualnie piwem kozicowym.
Druhny i drużbowie tańczyli – kobiety zdejmowały wianki i zakładały je dopiero przed wyjazdem do kościoła. Śpiewano wówczas pieśń Cyranecka nie ptak[52].
Gdy goście z panem młodym świętowali w głównej izbie, w innym pomieszczeniu druhny ubierały pannę młodą. Strojem weselnym był odświętny strój regionalny zwany dziś strojem kurpiowskim. W Jednorożcu kobiety nosiły białe płócienne koszule, na nich gorsety zwane wystkami zawiązywane na tasiemkę. Długą spódnicę z licznymi fałdami z tyłu (w okolicach Jednorożca było ich nawet 22, więcej niż w innym częściach Kurpiowszczyzny[56]) z przodu nakrywano białym fartuchem, zazwyczaj z falbaną na dole. Później upowszechniła się koronka wieńcząca fartuszek. Jednorożanki nosiły trzewiki zasłaniane przez fałdy długich spódnic, a na szyi kilka sznurów cienkich koralików. Czasem pod szyją zauważyć można było broszkę, łańcuszek z krzyżykiem lub medalik zawieszony na sznurze koralików[57]. Jak zapisał w okresie międzywojennym A. Chętnik, obecnie, szczególnie bliżej miast, panny młode ubierają się po miejsku, a na głowy kładą welony[58]. We wspomnieniach A. Urlich, dotyczących głównie lat 30. XX w., pojawia się informacja o welonie z wianuszkiem. Można się domyślać, że niektóre panny młode występowały w dniu ślubu nie w stroju regionalnym, a w białej sukni. Potwierdzają to również zdjęcia z epoki. W czwartym dziesięcioleciu XX w., w przeciwieństwie do poprzedniej dekady, wedle wspomnień nauczycielki Marii Wardak pracującej w Jednorożcu w latach 1927–1939, wieś szarzała. Młodzi zarzucali stare stroje, coraz mniej kultywowano dawne zwyczaje[59]. Tradycyjnie w Jednorożcu kobiety nosiły najczęściej jednokolorowe ciemnozielone[60] spódnice tkane na własnych krosnach. (…) Wysokich „czółek”, jak w myszynieckim (…) nie noszono[61]. Funkcję tę w Jednorożcu pełniła korona (koruna) ze sztucznych kwiatów i sychu[62]. Koruna kończyła się pękiem wstążek zwisających z tyłu[63]. W latach 60. XX w. G. Dąbrowska na podstawie rozmów z kobietami z KGW w Jednorożcu zanotowała, że w tej wsi panna młoda nosiła korunę taką jak druhny, przy czym była wykonana z białych kwiatów (robiono je ze jedwabnych wstążek). Mężczyźni podczas ślubu, a zapewne też na inne uroczyste okazje, nosili ciemnobrązowe sukmanki z fałdami, na głowach czapki, buty wysokie z cholewami. Młody na piersi przyczepioną miał białą kokardę[64]. Dawniej druhna wręczała też panu młodemu rózgę weselną, czyli gałązkę jałowcową, zrobioną wstążkami, jako symbol wiecznej młodości[65].
|
Fotografia ślubna Stanisława Łukasiaka (ur. 1909 r. w Budach Rządowych, parafia Jednorożec) i Stefanii Pukas (ur. 1912 r. w Kalinowie, parafia Krasnosielc). Ślub wzięli w Krasnosielcu w 1932 r., zamieszkali w Jednorożcu. Zbiory Stanisławy Łukasiak z Jednorożca.
|
Podczas wyjazdu do ślubu do jednorojskiego kościoła
wybrzmiewała pieśń Serdeczna Matko. Wierzono, że młodzi do kościoła powinni
jechali oddzielnie: panna młoda na pierwszym wozie ze starszym drużbą i starszą
druhną oraz jedną młodszą druhną i młodszym drużbą, a na drugiej furmance pan
młody w podobnej asyście. Tak
też robiono w Jednorożcu.
Do ślubu jechano furmankami, w bogatszych rodzinach nowożeńcy jechali do
kościoła bryczką.
Na Kurpiach wierzono, że jeśli pan młody prześcignie pannę młodą w drodze do świątyni
albo nastąpi na jej suknię lub welon podczas uroczystości, wówczas będzie miał przewagę nad żoną w przyszłym pożyciu. Był
też zwyczaj podobny do współczesnych bram
– Michalina Obrębska z Bergów (1912–1991)
zapamiętała, że w
Parciakach, wsi położonej 9 km od Jednorożca, nie puszczono młodego do ślubu,
dopóki nie postawił chłopom w miejscowej karczmie tyle alkoholu, ile chcieli. Nie
było to jednak obowiązkowym zwyczajem. Na czas ślubu w domu panny młodej
zostawali muzykanci.
Jak
zapamiętała A. Urlich, Jeśli do kościoła
było blisko, udawano się pieszo. Tworzył się korowód, na czele którego kroczyła
para młodych; za nimi starszy drużba ze starszą druhną i dalej młodzież parami.
Pary dobierały się w ten sposób: kawalerowie stali gromadą, a panny podchodziły
każda do upatrzonego chłopca, przypinała mu białą kokardkę i kawaler ten stawał
się jej drużbą na czas wesela. A.
Chętnik zanotował, że jedynie główna druhna przypinała drużbom kokardy. Drużbowie
dobierali sobie druhny (i
jednych, i drugich było po 8).
Najpierw załatwiano
formalności – młodzi udawali się z proboszczem spisać akt ślubu, a pozostali
szli do kościoła.
Na Kurpiach najczęściej żeniono się we wtorki, rzadko w niedziele
– tak, aby zakończyć świętowanie przed piątkiem. W Jednorożcu śluby brano w
poniedziałki, środy lub soboty, najczęściej rano.
|
Kościół w Jednorożcu w latach 20. XX w. Zbiory Jarosława Gryca |
Po
udzieleniu sakramentu małżeństwa „Młodzi obchodzą główny ołtarz, modlą się do
Matki Bożej Niepokalanej, dziewczyna żegna się z ołtarzykiem, który wcześniej
nosiła w procesji. (…) Przy śpiewie:
Wysła z
kościółecka
już nie
panieneczka”
młodzi opuszczają
świątynię. Państwo młodzi już razem, na pierwszym wozie, udają się do domu weselnego. Członkinie
KGW z Jednorożca, w 1963 r. relacjonujące przebieg dawnego wesela kurpiowskiego
we wsi, pamiętały, że pieśń Wysła z
kościółecka druhny śpiewały podczas powitania młodych chlebem i solą albo
wcześniej, w drodze z kościoła. Gdy przed domem młodej schodzono z bryczek, śpiewano Ciesy się cały świat.
Rodzice
witali młodych na progu domu chlebem i solą. Trzymała je matka panny młodej.
Zadawano pannie młodej takie pytanie: „Co
chcesz, chleb czy młodego?” A ona odpowiadała: „I chleb, i młodego, żeby robił
na niego”.
Młodzi wchodzili do domu i z chlebem w rękach obchodzili stół. Wówczas druhny śpiewały
Przypatrza sia starzy, przypatrzta sia
młodzi, jak ta młoda para koła stoła chodzi oraz Drobny grosek, drobny, drobnom go zasiała. Potem
następowało kulanie (toczenie) chleba,
które A. Chętnik tak opisał: czepiarka
oprowadza młodą naokoło stołu, w drugiej zaś ręce (prawej) trzyma bochenek
chleba, kulając go za panną młodą, czyli obracając kantem chleba naokoło stołu.
Robię to kulanie z tę wiarę, że chleb, a więc dostatek będzie się zawsze za nią
kulał, czyli kręcił, t.j. że będzie się jej zawsze trzymał w przyszłem
gospodarstwie. Po trzykrotnem takiem oprowadzeniu młodej naokoło stołu przy
kulaniu chleba, sadza ona młodą za stół (t. j. w środku tegoż od ściany), a
druchny siadają po obu jej stronach. Chleb do kulania jest to zwykły, niekiedy
nieco większy bochenek razowego chleba. Po obrzędzie chleb krają na kawałki i
rozdają gościom przy piwie. Zamiast razowego chleba używany bywał i pytlowy. Zwyczaj
ten doniedawna odbywał się w stronach Myszyńca (Ostrołęckie), Jednorożca i
Baranowa (Przasnyskie). Dziś prawie nie istnieje.
|
Wesele kurpiowskie według zespołu z Jednorożca, 1956 r.: powitanie nowożeńców chlebem i solą. Uwagę zwraca koruna z kwiatów na głowie panny młodej i druhen. Źródło zdjęcia: B. Tryfan, O trzech zespołach i jednym weselu, „Nowa Wieś”, 10 (1957), 14 (435), s. 5.
|
Teraz
powaga ustępowała miejsca swobodzie – zaczynała się zabawa taneczna. Goszczono
się w obszernej izbie. Przy stołach zasiadano wedle określonej kolejności.
Kiedy młody podawał piwo, odpowiadano mu słowami piosenki To jedzenie nie smakuje, a pan młodą panią młodą pocałuje. Zgodę na
to musiała wydać cepiarka. Potem przychodził czas na posiłek. Dawniej na
Kurpiach kolację weselną jedzono w innym domu ok. 22.00, a bawiono się w innym,
ale to też zależało do zamożności gospodarza. W
Jednorożcu w czasie posiłku śpiewano pieśni: Za psiecem ja sypsiam, płachtom sia odziewom, Rajo ni zydówke, Gospodarzu
tego domu i Panie młody nas, dobre
psiwko mas.
Jak wynika z ustaleń A. Chętnika, w okolicach Myszyńca i Jednorożca ok. 1870 r.
na weselach jadano kapustę z wieprzowiną z chlebem razowym, kaszę jaglaną lub
gryczaną ze słoniną, a na przegryzkę kołacze z mąki gryczanej i piwo kozicowe. Pożywienie zmieniało się w
zależności od zamożności gospodarzy, ale też ewoluowało z czasem. W 1963 r. kobiety z jednorojskiego KGW
relacjonowały, że na weselu podawano: kaszę ze słoniną, ziemniaki, kapustę, mięso, rosół z kaszą i piwo
jałowcowe, zaś bogatsi gospodarze kupowali antałki z alkoholem.
Warto wspomnieć, że Dawniej w Jednorożcu
i w innych wsiach, gdy było wesele, to dzieci, nieproszonych gości pełne
podwórze. Gospodyni zarządzająca weselem wynosiła placka i dawała dzieciom,
które chętnie brały i uśmiechały się.
Posiłek przerywano zabawą – tańczono obery, polki,
kontro i lansjera.
Jak
wspominała A. Urlich, Ustawiano (…) w izbie stoły w jednym rzędzie pod ścianami
i zaczynało się sadzanie za stół. W obrzędzie tym brała udział tylko młodzież.
Starszy i młodszy drużbowie brali kolejne druhny i przez stół sadzali na ławach
po uważaniu.
Śpiewano wówczas pieśń Jus za stoły
zasiadajo, o mym zionku redy majo. Wcześniej
starszy drużba tańczył z każdą druhną.
Oczepiny
zaczynały się po kolacji i uprzątnięciu ze stołów. Dawniej
trwały nawet kilka godzin. Odbywały
się w nocy, po północy, bo niektórzy goście weselni przybywali później. Obrzęd
zaczynano, gdy wszyscy byli na miejscu. Jak
wspominała A. Urlich, W rogu izby
siedziała czepiarka, która była zamężna gospodyni, ubrana w czepiec, za nią
wzdłuż drugiej ściany siedziały za stołem gospodynie. Kiedy już wszystkie panny
posadzono za stołem, wtedy starsza druhna prowadziła za rękę pannę młodą, aby
ją posadzić obok czepiarki.
Warto
napisać kilka słów o czepiarkach (cepiarkach,
cepsiarkach). W każdej wsi na
Kurpiach była jedna lub dwie kobiety, które pełniły tę funkcję – była to trudna
rola, bowiem cepiarka musiała nie
tylko kierować całym obrzędem. Cepiarką
była starsza kobieta, ale czasem także młoda
mężatka znająca wszystkie kolejności
obrzędu weselnego, a przedewszystkiem oczepin, która umie wszystkie miejscowe
piosenki oczepinowe, zwykle wesoła i rezolutna, pierwsza tańcownica i pierwsza
śpiewaczka w okolicy. W
Jednorożcu funkcję cepsiarki
wielokrotnie pełniła Michalina Obrębska.
Przed wyjściem za mąż za Aleksandra Obrębskiego
(1903–1959) w 1926 r. w Jednorożcu
ok. 30 razy była druhną weselną, miała więc wymagane doświadczenie.
Czepiarka
musiała mieć gruchawkę. Do czystej białej
chustki przyczepia za pomocą szpilki piękny, jak śnieg biały czepek, chustką tą
owija mały blaszany talerzyk, na który uprzednio położona 20 groszy.
Skierkowski zanotował, czego nie było, jak się wydaje w Jednorożcu, że
czepiarka, pobrząkując gruchawką, szuka
razem z druhnami p. młodej. Odnalazłszy ją wystrojoną w komorze, prowadzi do
sieni i razem z druhnami śpiewa, prosząc o pozwolenie na wejście do głównej
izby i rozpoczęcie oczepin. W parafii Czarnia przed oczepinami następowała
modlitwa (Ojcze Nasz i Zdrowaś Maryjo). W innych parafiach od razu przechodzono
do obrzędu. Cepiarka skakała po sali w rytm muzyki, najczęściej kozaka, potem
oddawała czepek kolejnym gospodyniom, które też tańczyły. Potem cepiarka sprzedawała
drużbom czepek, targując się. Wcześniej straszy drużba podpowiadał panu
młodemu, co ma dać drużbom, by ofiarowali dużo pieniędzy na czepek. Umawiano
się np. na dwa antałki piwa, cztery sery, sześć bochenków chleba, smażoną
słoninę lub kiszki do chleba. Targowaniu towarzyszyły śpiewy druhen i muzyka
grana przez kapelę. Kiedy drużbowie wytańczą się z czepkiem, starszy drużba
oddaje go kobietom za beczkę piwa i kilka bochenków chleba.
Wedle
relacji jednorożanek nie było powyższych elementów obrzędu. Po przyprowadzeniu
panny młodej na środek izby druhny śpiewały, podobnie jak w parafii Baranowo:
„Świeci się, świeci się na niebie gwiazdeczka
Prowadź starsza druhno młodą do czepeczka.
Prowadzi, prowadzi i tak sobie radzi,
bo ją przy czepiarce w kąciku posadzi”.
W
dalszej części obrzędu sadzano pannę młodą przy cepiarce, która usiłowała zdjąć pannie młodej z głowy welon z wianuszkiem. Panna
młoda nie pozwalała go sobie zdjąć, broniła się. Przy tej szamotaninie druhny
śpiewały:
„Przypatrzcie się ludzie za stołem siedzący
Jaki to żal ciężki
Wianka zdejmujący.
Wianku mój ruciany
Wianku lawendowy
Musisz się usunąć
Czepeczkowi z głowy”.
A potem inną melodię:
„A mówiłeś wianuszeczku,
Że nie ma nad ciebie
A patrzajże, czepiareczka
Siedzi wedle ciebie
Wianuszku z pączykiem
Będziesz komornikiem
Czepek gospodarzem.”
Wtedy śpiewać zaczynały gospodynie:
„Nie uważaj Marysieczku na te młode lata
A patrzano gospodynie
Używają świata.
Dobrze z sobą żyją
Co dzień kawę piją
Będziesz i ty piła.
Nie uważaj Marysieczku
Na te młode lata, a patrzejno
Gospodynie używają świata
Kożuszek oblecze
Chodaki obuje
Do żniwa wędruje”.
Wedle
wspomnień członkiń KWG z Jednorożca podczas prowadzenia młodej do oczepin
śpiewano, oprócz wspomnianych wyżej, następujące piosenki: Trzymaj sia, Marysiu, ronckani za główka, Jakbym sia jesce zaniła, cepsiarki bym nie prosiła, Daliście mnie, dali, za kogoście chcieli oraz
Moje dziewczyny, byśta ziedziały. Nauczycielka
Maria Wardak pamiętała, że jednorojska gospodyni Teofila Kardaś z Opalachów (1895–1977), u której mieszkała na stancji, śpiewała
oczepinowe piosenki. Jedna z nich,
śpiewana przez Pannę Młodą brzmiała: (…):
Kulnę ja swój zianek lawendowy,
Kulnę ja go do Ciebzie,
Córuś moja córuś ukochana,
Nie chce źanka, ni Ciebźe.
I w zwrotce ostatniej skierowanej już nie do rodziców, ni do
braci, lecz do Miłego
Hanuś moja, Hanuś ukochana,
Wezmę źanek i ciebie!.
Cepiarce
udało się zdjąć wianek po pytaniu, czy jest zgoda na tę czynność. Powtarzała je
trzykrotnie i dopiero wówczas udzielano zgody. Cepiarka
zdejmowała wianek, a zakładała czepek. Czasem
czepek nakładała pannie młodej matka chrzestna, przyczem wszyscy klaszczą w dłonie, kobiety wołają „nasza!”, a
mężczyźni „wiwat!”. Zdejmowanie wianka odbywało się przy
łzach panny młodej (nie zawsze udawanych), definitywnie żegnającej się w ten
sposób z panieństwem.
|
Wesele kurpiowskie według zespołu z Jednorożca, 1956 r.: oczepiny. Uwagę zwraca koruna z kwiatów na głowach druhen. Źródło zdjęcia: B. Tryfan, O trzech zespołach i jednym weselu, „Nowa Wieś”, 10 (1957), 14 (435), s. 5.
|
Wianek
cepiarka kładła na przygotowany wcześniej talerz obwiązany chustką, a
potem na kolana pannie młodej. A.
Urlich zapamiętała: Obok stał drugi
talerz, na który kładziono pieniądze. Teraz zaczynało się zbieranie na czepek. D. Staszewski uważał, że zwyczaj zbierania
na czepek jest na Kurpiach szczególnie pielęgnowany jako uświęcony zwyczajem i odbywa się z zachowaniem wszelkich obrzędów
zwyczajowych, jak nigdzie w innych okolicach kraju. Jak
wyglądał? A. Urlich zapisała: Ludzie
kolejno podchodzili do stołu, a druhny każdemu śpiewały jakąś przyśpiewkę,
którą komponowały na poczekaniu. I tak np. starszemu drużbie śpiewały:
„Daj że i ty starszy drużba,
bo to dzisiaj twoja służba.
Daj że, daj że na garnuszek,
Bo jej stłucze bąbel uszek”.
Ojcu mojemu [Władysławowi
Łukasiakowi – przyp. M.W.K.] tak zaś
śpiewano:
„A u Deptułów wiszą firanki
A ten Łukasiak chodzi do Mańki [Marianny Deptułówny z Jednorożca –
przyp. M.W.K.]”.
Wujom moim zaś śpiewano:
„A Deptulaki ładne chłopaki
Idą do stołu jak górę ptaki
Bo górą ptaki to idą krugiem
A Deptulaki jeden za drugiem.
Oj idą, idą po jednej desce
Dali sto złotych, dodadzą jeszcze”.
Stegnieńska
pamiętnikarka zapisała: Śpiewanie to trwało
tak długo ilu było gości dających na czepek. Przy tym śpiewaniu druhny trzymały
się za ręce i w takt melodii skakały za stołem. Wedle wspomnień członkiń KWG z
Jednorożca w tym czasie śpiewano pieśń Dejze
ji ty cepsiarecko pannie młodej na sitecko. Dziękując za pieniądze,
dodawano: Dziankujemy bardzo ładnie, bądź
to nam dziś przysło sładnie.
Staszewski
zaznaczył, że Kurpie byli powściągliwi w dawaniu datek na czepek: Na najbiedniejszem weselu wyrobników w
innych okolicach kraju zbierają na czepek znacznie więcej, niż na najbogatszem
weselu gospodarskiem na Puszczy, na którem nawet najbliżsi krewni państwa
młodych, rzucają zaledwie po parę lub kilka groszy gotówką na tacę, wreszcie
składają sery niewielkie lub czepeczki odpowiedniej wartości.
Po
zebraniu pieniędzy na czepek następowało zawiązanie chustki, symbolu stanu
małżeńskiego. W Jednorożcu panny też nosiły chusty, ale wiązały je pod brodą.
Mężatki miały chustki wiązane do tyłu jak
w innych stronach Kurpi Zielonych. W 1914 r. chusty Kurpianek z Jednorożca opisała Maria
Macieszyna z Płocka: Białe lub żółtawe chustki przewiązujące szerokim
rębkiem czoło, ozdobione po brzegach frendzlą z włóczki. Frendzla ta lekką
barwną mgłą unosi się nad ramionami i tworzy przedziwne tło dla dolnej części
twarzy, nadając jej tajemniczy urok. W okresie międzywojennym jednorojska
nauczycielka zanotowała: Chustki
na głowę wiązały do tyłu, ale z czoła ku tyłowi, z szeroką fałdą przylegającą
do skroni, coś jak korona.
Następnie cepiarka prosiła pana
młodego, który się opierał. Wysyłała po niego drużbów. Kiedy przyszedł do cepiarki,
odpinała mu kokardę.
Ten gest to odpowiednik oczepin kobiety, symbol przejścia w stan małżeński.
Po
oczepinach następował znany na Kurpiach Zielonych zwyczaj zwany gonienie po zastolu. Jak wspominała A.
Urlich, Po zakończeniu oczepin zaczynało
się gonienie druhen przez drużbów. Na środku izby stawiano stół. Do stołu
podchodził drużba i kładł na nim czapkę. Następnie zamawiał u orkiestry swoją
ulubioną melodię lub taniec. Teraz podchodziła do stołu druhna i nakrywała
czapkę chusteczką do nosa. Nie była to zwykła chusteczka, lecz specjalnie na tę
okazję pięknie wyszywana w rogach i obszyta koronką lub złotymi frędzelkami.
Mówiło się wtedy, że była galonem obszyta. Każda panna starała się, aby jej
chusteczka była najładniejsza. Gdy orkiestra zaczynała grać [w Jednorożcu
grano wówczas kozaka – przyp. M.W.K.],
druhna uciekała, a drużba gonił ją dookoła stołu. Jeśli która panna była
sprytna, to i dość długo nie dawała schwytać. W mojej rodzinnej wsi gonieniu po
zastolu towarzyszyły melodie Łoj, nie
płac, nie wyrzekaj (oberek) i Do
dziewczyny (powolniak) oraz piosenki: Jakem
sia zalecał krakowiance Hance, A pod
boram, pod lescyno płakał stary nad dziewcyno, Leciały gązańki bez las wysocańki, Kedym ja ziła zionek zielony,
Przyleciał sokół przed ten nowy dwór oraz
O, jesceć ja swojo dziewcyne przeprose.
Następnie
na środek izby wychodziła czepiarka z
panną młodą i razem z druhnami tworzyły koło, brały się za ręce i śpiewały.
Potem czepiarka oddawała pannę młodą mężowi. Ona się mu wyrywała, uciekała do
sąsiedniej izby i zamykała się. Wtedy pan młody i weselnicy śpiewali:
„Otwórzże mi otwórz
Kochaneczko pierwsza
Jak mi nie otworzysz
Jak mi nie otworzysz
Otworzy mi insza
Słodkie jabłuszka, orzechy,
Nie mam z kochania pociechy”.
Zabawa
przeciągała się do rana. Podawano jeszcze piwo i kawę z plackiem. Rozmawiano. Następnie
wszyscy udawali się na spoczynek do paru izb, gdzie nasłano słomy. Po
przespaniu się goście, głównie młodzi, zbierali się u panny młodej, muzyka gra wszystkim z kolei „dzień dobry”,
każda para tańczy, dając muzykantom datek pieniężny.
Tego
dnia po południu, jeśli panna młoda miała zamieszkać w domu męża, następowały
przenosiny. Jak zanotował A. Chętnik, Przy
wyjezdnym muzyka gra stosownego marsza, a druhny śpiewają „wsiadanego”:
„– Oj siadaj, siadaj, Maryś, kochanie,
Nic nie pomoże twoje płakanie,
Nic płakanie nie pomoże
Kiedy konie stoją w wozie,
Pojedziemy wraz!
– Oj, nie będę ja jeszcze wsiadała,
Bom panu ojcu nie dziękowała,
Dziękuję ci panie ojcze,
Że bywali ze mną goście,
Teraz nie będą.
– Oj siadaj, siadaj itd., następuje rzewne w piosnce
podziękowanie matce, braciom, siostrom, ścianom, stołom, ławom, ogródkowi,
drużkom i ścieżkom znajomym od dzieciństwa.
Jak
wspominała A. Urlich, W przenosinach
brali udział wszyscy weselnicy. Każdy brał coś z rzeczy przeznaczonych na posag
i niósł na nowe mieszkanie. Często jednak zdarzało się że weselnicy, mając
nieźle w czubach, zbierali wszystko, co popadło pod rękę i nieśli z młodymi na
zagospodarowanie. Dom rodziców zostawał nieraz całkowicie ogołocony z naczyń,
sprzętów i inwentarza. Dopiero po jakimś czasie młodzi zwracali rodzicom ich
dobytek. G. Dąbrowska zanotowała, że w
Jednorożcu w czasie przenosin zabierano z domu młodej co się spodobało. Tak
naprawdę posag był ustalony wcześniej. Jeśli kobieta przenosiła się do domu
małżonka (wyzanili jo na strone),
rodzice dawali jej łóżko, pościel, szafę, kilka krzeseł, stół, talerze i łyżki
(ok. 6), w zależności od zamożności 3–4 krowy, kilka owiec, świniaka.
Dalszy ciąg wesela odbywał się w domu
młodych. Nazywało się to poprawinami
– organizowano
potańcówkę.
Ale to nie był koniec zabawy, bo, jak zapamiętała A. Urlich, po weselu orkiestra chodziła po wsi i grała
uczestnikom wesela pod ich domami na dzień dobry. Gospodarz, któremu na dzień
dobry zagrano, zapraszał na poczęstunek. W ten sposób, ślub we wsi był okazją
do wielodniowej zabawy.
Chętnik
tak zakończył opis zwyczajów weselnych Kurpiów: Wojny ostatnie [m.in. I wojna światowa – przyp. M.W.K.] zmieniły zwyczaje weselne, zmusiły też ludzi
do oszczędności. Wesel takich, jak dawniej, nie wiele już spotykamy.
Zwyczaje weselne w
Jednorożcu przed 1939 r. zbieżne były z tradycjami obserwowanymi w innych częściach
Puszczy Zielonej. Można ją ustalić na podstawie źródeł. Z przywoływanych
relacji najwiarygodniejsze są relacje M. Obrębskiej z 1963 r., wspomnienia A.
Urlich i nauczycielki M. Wardak oraz obserwacje D. Staszewskiego. Teksty A.
Chętnika i ks. W. Skierkowskiego, na które powołano się wyżej, należy traktować
jako uzupełnienie obrazu jednorożeckiego wesela kurpiowskiego, właściwe dla
całego regionu, a jednocześnie bardziej adekwatne w odniesieniu do centralnej
części Kurpiowszczyzny (chyba że autor wprost mówi o zwyczajach np. kulinarnych
z Jednorożca). Tak samo źródła, które wspominają o tradycjach z Przasnyskiego należy traktować z
ostrożnością, bowiem mogą dotyczyć gminy Baranowo lub Zaręby. Szczególnie w tej
pierwszej, dziś w powiecie ostrołęckim, zwyczaje kurpiowskie były dużo silniej
zakorzenione i pielęgnowane wśród niż w gminie Jednorożec, zarówno dawniej, jak
i obecnie. Niemniej zachowany materiał pozwala na odtworzenie zwyczajów
weselnych w Jednorożcu, największej wsi na zachodnim krańcu Puszczy Zielonej,
jednocześnie pokazując wpływ pogranicza na zachowanie właściwych regionowi
obrzędów i potwierdzając przynależność wsi do regionu kurpiowskiego – pomimo
opinii, że Kurpie zaczynają się dopiero za Orzycem,
a nawet za Omulwią.
I. Bibliografia
A. Źródła archiwalne
Archiwum Muzeum Historycznego w Przasnyszu
Wardakowa M., Wspomnienia z lat 1927–1939 dotyczące pracy w Jednorożcu – w szkole i w środowisku, Kraków 1979, mps, sygn. Mźr 118.
Archiwum Państwowe w Warszawie Oddział w Pułtusku
Akta stanu cywilnego parafii Jednorożec, 1926M/14.
Zbiory Fonograficzne Instytutu Sztuki Polskiej Akademii Nauk
Dąbrowska G., Notatki z badań terenowych, Jednorożec, 1963 r. [akta nieuporządkowane];
NN, Notatki z badań terenowych, Jednorożec, 1963 r. [akta nieuporządkowane].
B. Źródła drukowane
Chętnik A., Pożywienie Kurpiów. Jadło i napoje zwykłe, obrzędowe i głodowe, Kraków 1936;
Tenże, Kurpie, Kraków 1924;
Skierkowski W., Puszcza Kurpiowska w pieśni, t. 1, red. H. Gadomski, Ostrołęka 1997;
Staszewski D., Moralność i umoralnienie Kurpiów. Studium obyczajowe (Odbitka z „Ech Płockich i łomżyńskich”), Płock 1903.
C. Prasa
Ch[ętnik] A., Wesele na Kurpiach, „Przyjaciel Rodziny”, 6 (1929), 47, s. 4;
Chętnik A., Z zielonej puszczy, „Ziemia”, 5 (1914), 11, s. 170–171;
Wizyta biskupia w Jednorożcu, „Mazur”, 1 (1906), 15, s. 172.
D. Wspomnienia drukowane
Urlich A., Wspomnienia stegieńskiej Kurpianki, „Idący w… Przyszłość. Powiat przasnyski”, 3 (2004), 9, s. 18–19;
Taż, Z pamiętnika stegneńskiej Kurpianki. Wesele, tamże, 4 (2005), 3, s. 23–25.
II. Opracowania:
Białczak A., Dzieje Baranowa oraz ziem nad Płodownicą i Omulwią. Mała Kurpiowska Ojczyzna, Baranowo–Ostrołęka 2005;
Chętnik A., Kurpie, Kraków 1924;
Tenże, Pożywienie Kurpiów. Jadło i napoje zwykłe, obrzędowe i głodowe, Kraków 1936;
Tenże, Strój kurpiowski Puszczy Zielonej, Warszawa 1961;
Cierliński Z., Na północ od Przasnysza: Baranowo, Chorzele, Jednorożec, Przasnysz 1996;
Kmoch M.W., Na skraju Kurpiowszczyzny. Parafia pw. św. Floriana w Jednorożcu, Jednorożec 2020;
Taż, Obraz kurpiowskich gmin powiatu przasnyskiego na przełomie XIX i XX w. w pracach Dominika Staszewskiego, „Rocznik Przasnyski”, 7 (2020), s. 113–116.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz