Przerwa świąteczna to idealna okazja, by nadrobić zaległości książkowe. Od września czekałam na okazję, kiedy będę mieć trochę wolnego czasu na lekturę książki, która bardzo mnie zaciekawiła. Mowa o "powieści sensacyjnej ze szczyptą historii". Zapraszam na recenzję "Mazura" Jerzego Woźniaka.
O książce dowiedziałam się za pośrednictwem Facebooka, jakoś przypadkowo. Okazało się, że premiera odbędzie się w Warszawie - akurat wtedy byłam w mieście, postanowiłam skorzystać z okazji i sama się przekonać, co to za powieść, kim jest autor, czego mogę się spodziewać i czy warto kupić książkę. Zanim jednak pojawiłam się na premierze i kupiłam książkę, śledziłam fanpage: KLIK. Muszę przyznać, że autor umiejętnie wzbudzał ciekawość i tworzył napięcie, publikując ciekawe fragmenty z książki, pocztówki i zdjęcia. To był pierwszy impuls, który przekonał mnie do kupna książki. Drugim impulsem było spotkanie autorskie, które utwierdziło mnie w przekonaniu, że warto zainwestować w książkę nie stricte historyczną. I tak "Mazur" znalazł się na mojej regionalnej półeczce.
Autor powieści, Jerzy Woźniak (ur. 1969 r.), to historyk i pedagog, który od ponad dwudziestu lat pracuje w Fundacji „Polsko-Niemieckie Pojednanie” w Warszawie. Zajmuje się historią II wojny światowej. Zwolennik i entuzjasta idei współpracy polsko-niemieckiej w obszarze kształtowania wspólnych postaw europejskich oraz szacunku dla odrębności kulturowych i narodowościowych.
Jerzy Woźniak na jednym ze spotkań autorskich. Źródło. |
Na stronie poświęconej książce: KLIK autor napisał: Powieść "Mazur" nie jest ścisłym opisem wydarzeń, które miały miejsce w latach 1938-1939 w Berlinie, Warszawie, na Mazurach i na północnym Mazowszu. Postacie przedstawione w kolejnych rozdziałach są fikcją literacką. Posiadają one jednak zdolność nawiązywania relacji z ludźmi, którzy byli pierwszoplanowymi „aktorami” prawdziwego dramatu jaką była II wojna światowa. Chciałbym dodatkowo zaznaczyć, że akcja jest osadzona w ówczesnych realiach i opiera się na prawdziwych epizodach, których ślady pozostały w dokumentach archiwalnych, prasie i na taśmie filmowej. To rzeczywiście widać w powieści. Postaci są fikcyjne, ale jednocześnie - przynajmniej ja miałam takie wrażenie - jak najbardziej zanurzone w historii, w rzeczywistych wydarzeniach poprzedzających wybuch II wojny światowej i mających miejsce podczas działań wojennych. Jednocześnie książka jest jedynie okraszona wielką historią, ważniejsze jest w niej to, co dzieje się w życiu głównego bohatera - Georga Podborskiego, ważniejsze są relacje międzyludzkie, a także niebezpieczne i jednocześnie fascynujące mazowiecko-pruskie pogranicze.
To będzie ciekawe porównanie, ale wydaje mi się, że dość trafne - powieść "Mazur" jest trochę jak film Bollywood. Mamy tu i szpiegów, i zamach, i romans, i troskę o rodzinę, i walkę zbrojną, i berlińską metropolię, i panoramę społeczno-obyczajową. Istne masala movie, choć w formie pisanej. To sprawia, że czytelnik ani przez chwilę się nie nudzi. Krótkie rozdziały sprzyjają lekturze, na którą można znaleźć czas nawet w największym zabieganiu. A gdy się już usiądzie, nie można się oderwać. Muszę przyznać, że przez kilka wieczorów, gdy czytałam książkę (a zaczynałam dość późno, bo i późno kładę się spać), lektura tak mnie wciągnęła, że dopiero nawoływania mamy, która nie mogła usnąć od światła w sąsiednim pokoju wyrywały mnie z tego czytelniczego zapamiętania się. Lektura blisko 400 stron kończy się w oka mgnieniu. Autor zastosował bowiem zaskakujące zwroty akcji, innym razem niespodziewanie przerywa akcję i przechodzi do innego wątku, by wyciszyć emocje, które za chwilę znów rosną, bowiem akcja nabiera tempa. Dzięki temu powieść jest dynamiczna i bardzo dobrze się ją odbiera.
Autor jednej z recenzji książki, Łukasz Perzyna, idealnie oddał najważniejszą myśl powieści: Tytułowy bohater, z początku banalny urzędnik, wplątany w wielką dziejową zawieruchę za sprawą zaskakujących go zdarzeń dochodzi do prawdy o samym sobie. Ważnej nie tylko dla niego. Prawda ukazana w książce może być dla wielu kontrowersyjna. Powieść między wierszami przekonuje, że świat nie jest czarno-biały, Niemiec nie jest zawsze zły, a Polak dobry. Istnieją szarości, sytuacje wymykające się utartym schematom. Najważniejsze jest jednak, by wiedzieć, kim się jest, by mieć świadomość własnego istnienia.
Opowieść uzupełnia interesując zbiór materiałów ikonograficznych - pocztówki i zdjęcia opatrzone cytatami z poszczególnych rozdziałów, dobrane idealnie i umieszczone przy rozdziałach, do których pasują - np. zdjęcie przedstawiające stację kolejową w Szczytnie pojawia się przy opisie transportu przymusowych robotników do Ortelsburga itp. Zdjęcia pomagają wyobraźni ujrzeć to, o czym czytamy. Dodatkowo każdy rozdział osadzony jest w konkretnym czasie historycznym, na który wskazuje notatka pod jego tytułem. Dzięki tym rozwiązaniom czytelnik może rzeczywiście wczuć się w nastrój opisywanych wydarzeń, a przedstawione historie stają się jakby bardziej namacalne. Autor zastosował jeszcze jedno ciekawe rozwiązanie, które pomaga czytelnikowi w odbiorze książki. Są to... przypisy. Przypisy? W powieści?! Ano tak, i to bardzo pomocne. Dzięki nim można zrozumieć gwarę mazurską, tytuły niemieckich urzędników czy wydarzenia stanowiące tło powieści. Początkowo - zanim zaczęłam czytać książkę - nie byłam przekonana do tego zabiegu, ale teraz uważam, że to wyjątkowo trafne rozwiązanie. Sprawiło, że książka jest bardziej przystępna dla przeciętnego czytelnika - nie musisz mieć specjalistycznej wiedzy, by zrozumieć historie przedstawione na tle wydarzeń z lat 1938-1942.
Jestem jedynie zła na autora, że zakończył przedstawioną historię w taki a nie inny sposób. Chociaż można było się domyślać, że głównemu bohaterowi, tytułowemu Mazurowi - Georgowi Podborskiemu - kierownikowi Arbeitsamtu w Szczytnie, nie będzie dane zaznać szczęścia z polską robotnicą przymusową Jadwigą, którą pokochał w trudnym czasie wojny, to jednak czytelnik kibicuje temu uczuciu, kibicuje bohaterom, przeżywa wraz z nimi ich obawy i rozterki. Nie każdy jest w stanie stworzyć taką narrację, więc serdecznie gratuluję J. Woźniakowi, bo udało mu się stworzyć powieść niezwykle żywą, wzbudzającą zainteresowanie, barwną.
Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie wypatrywała w książce o pograniczu mazursko-mazowieckim wzmianek o moich rodzinnych stronach. Co prawda o samej gminie Jednorożec nie znalazłam nic (a szkoda!), ale pojawia się Przasnysz i oczywiście Chorzele, w których m.in. mieszka rodzina jednego z bohaterów książki. Wyobraźcie sobie, jaka była moja radość, gdy w dwóch miejscach wypatrzyłam kurpiowskie nawiązania: wzmiankę o kurpiowskim miodzie i jarmarku w Chorzelach, na którym targowali też okoliczni Kurpie. Liczyłam na troszkę więcej, choćby przy okazji Chorzel (spodziewałam się, że o samych Chorzelach będzie więcej powiedziane), ale to dobrze - proporcje są zachowane, tło nakreślone, a ja zadowolona, że Kurpie zostali chociaż wspomniani.
I na koniec zaskakująca informacja - powieść jest literackim debiutem autora! Gdybym nie wiedziała tego wcześniej, to po lekturze książki nigdy bym się nie domyśliła! To, jak sprawnie autor włada piórem, co uwidacznia się w ciekawych opisach stanów emocjonalnych, wydarzeń oraz zastosowanych rozwiązaniach, o których wspomniałam wcześniej, sprawia, że "Mazura" odbiera się wyjątkowo przyjemnie, choć traktuje o tak trudnej tematyce, jak stosunki polsko-niemieckie. Może też na stworzenie tak skonstruowanej (i technicznie, i treściowo) powieści miały wpływ wydarzenia z życia przodków autora, które wyjaśnia w publikacji, które tłumaczą też, dlaczego okładka powieści wygląda tak (nie zdradzę o co chodzi, by jeszcze bardziej zaciekawić):
Źródło. |
Serdecznie polecam Wam lekturę "Mazura", a Jerzemu Woźniakowi gratuluję tak wspaniałej książki! Liczę, że zbierze jedynie pozytywne recenzje i wzbudzi zainteresowanie czytelników nie tylko w Polsce, ale i za granicą.
Zachęcam do zajrzenia na fanpage książki, linkowany wyżej, oraz stronę internetową (KLIK), gdzie znajdziecie m.in. interesujące materiały historyczne, ilustrujące tematykę powieści, oraz informacje na temat możliwości kupna publikacji.
Źródło. |
Do następnego!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz