Post na październik. To już dziesiąty miesiąc, jak ten czas leci! ;)
Dzisiaj napiszę o Barbarze Radziwiiłłównie. Czemu o niej? Po pierwsze, bo mam słabość do Zygmunta Augusta, a po drugie, na koniec miesiąca wypada rocznica rozpoczęcia obrad sejmu inaugurującego samodzielne rządy ostatniego Jagiellona po śmierci jego ojca, Zygmunta Starego, 1 kwietnia 1548 r. Sejm, o którym mowa, rozpoczął się 31 października 1548 r. i stał się prawdziwą areną "bitwy o Barbarę", czyli uznania jej przez sejm za prawowita królewską małżonkę i wydania zgody na jej koronację. Jak to się potoczyło dalej, opowiem może innym razem, a dziś o Barbarze, ale trochę inaczej. Zapraszam!
Do
dnia dzisiejszego zachowało się bardzo mało pamiątek po ukochanej
małżonce Zygmunta Augusta, królowej Barbarze Radziwiłłównie
(1520 lub 1523 – 1551). Ponad rok temu zaintrygował mnie temat jej
uwielbienia do pereł i losu jej klejnotów.
Piękna
Litwinka, podobnie jak jej ukochany, lubowała się w kosztownych
klejnotach i drogocennych szatach, które szył dla niej włoski
krawiec Francesco. Zygmunt August, cieszący się uzasadnioną opinią
jednego z najbogatszych władców w Europie (jego zbiór kosztowności
oceniano ówcześnie na przeszło milion złotych szkudów włoskich,
a papieski nuncjusz pisał do Rzymu, że król ma biżuterii więcej
jak za milion złotych
i nawet ma zwyczaj
wozić z sobą swe klejnoty, suknie i mnóstwo innych rzeczy),
nie żałował pieniędzy na zachcianki ubóstwianej żony.
XX-wieczny tropiciel historycznych ciekawostek Stanisław Szenic
pisał: urodziwa
królowa polska przedkładała podobno perły nad inną biżuterię.
Król Zygmunt August zlecił więc swoim agentom, skupującym
klejnoty do skarbca królewskiego, aby nabywali co wspanialsze okazy
pereł. Rynek na nie był wtedy w Holandii, dokąd przewoziły je
statki przybywające z dalekich i tajemniczych Indii. Za wielką i
nieskazitelną perłę płacono olbrzymie sumy, zebrane zaś w długim
sznurze zyskiwały jeszcze na wartości.
Miniatura Barbary Radziwiłłówny, warsztat Lucasa Cranacha Młodszego, 1555/1565 r. Źródło.
Barbara
Radziwiłłówna lubiła drogie suknie, kosztowności i ozdoby.
Inwentarz jej panieńskiego majątku wymienia: „Perły:
dziesięć kołnierzów perłowych, siedem bramek perłowych, dwoje
bryże perłowe, trzy czepce perłowe, obojczyk czarny z perłami, za
te wszystkie perły pięćset kop” (Rejestr
J.M. Pana Wileńskiego, które J.M. ma dać J.M. Pannie Barbarze
córce swej) w
posagu na jej pierwszy ślub z wojewodzicem Stanisławem Gasztołdem. Na głowę ubierała weneckie birety lub sobolowe
czapki. Zgodnie z ówczesną modą wybierała kolory
kontrastowe, łącznie z bielą i czernią, choć preferowała kolor
czerwony. Lubowała się również w biżuterii. Uwielbiała
pierścienie, medaliony, złote łańcuchy jednak jej ulubioną
ozdobą były perły. Suknie
zdobione perłami szyła z tkanin złotych, czarnych i czerwonych,
ale gładkich - by były doskonałym tłem dla klejnotów. Głowę
królowej zdobiły perłowe czepki, gors - perłowe kołnierze, a
palce - pierścienie.
Stanisław
Orzechowski pisał: Barbara,
ze składu i twarzy tak piękna, że z zazdrości urody o jej
niewinności tachano.
Barbara była wysokiego, jak na tamte czasy, wzrostu (miała 160,2 cm, podczas gdy średni wzrost kobiet wynosił wtedy ok. 152 cm),
smukła, bardzo zgrabna, o szczupłej talii i szerokich biodrach.
Twarz miała owalną, niezbyt wielką, zgrabny nos, duże ciemne oczy
otoczone gęstymi rzęsami, brwi wąskie, delikatnie łukowate, lecz
wyraźne. Czoło jej było wysokie i nieco wypukłe, usta niewielkie
o wyraźnie wykrojonych, pełnych wargach. Pod nimi kryły się dwa
rzędy równych, lśniących bielą zębów. Barbara była blondynką
o jasnej cerze, co uważano za wielką zaletę. Urodę podkreślała
Barbara umiejętnie: stosowała bielidło, czyli ówczesny puder,
który wybielał cerę. Wydaje
się, że specjalne środki stosowała do uwydatnienia linii brwi i
ust. Barbara potrafiła podkreślać i eksponować swoje wdzięki,
robiła to w sposób wyszukany, z klasą i elegancją, nawet gdy była
już poważnie chora, nie zaniechała różowienia twarzy. Zawsze
piękna i strojna, posiadała wrodzony, trudny do opisania wdzięk.
Barbara wykształciła sobie własny styl w poruszaniu się, rzucaniu
wymownych spojrzeń. Posiadała miły, łagodny głos. Otoczenie
zachwycało się też jej słodyczą
wejrzenia, łagodnością mowy, powolnością ruchów.
Powiadano, że sam jej wgląd wzbudzał nie tylko podziw, lecz
pożądanie i miłość mężczyzn. Barbarę
opisywano jako bajkowe wschodnie bóstwo, ten wizerunek utrwalono
m.in. w filmie „Epitafium Barbary Radziwiłłówny” (wspaniała
rola Anny Dymnej!) i taką ją pamiętamy, w wystawnym stroju
koronacyjnym, którego najbardziej urzekającym szczegółem są
sznury pereł otaczające twarz.
Uwielbienie
Barbary dla mody i pereł widać na licznych portretach. Królowa
ubrana jest w suknię haftowaną perłami i kamieniami, w perłowy
czepiec z perłową opaską zachodzącą pod brodę. Na czepiec
nałożony jest mały aksamitny
beret dekorowany naszytymi złotymi blaszkami, jakie popularne były
w modzie Europy zwłaszcza w latach trzydziestych i czterdziestych
XVI w. Tak zestawiony z czepcem beret jest niespotykanym gdzie
indziej szczegółem mody
– opisała jeden z wizerunków, powstały za życia królowej i
przechowywany obecnie w Muzeum Czartoryskich w Krakowie, dr Ewa
Letkiewicz. Perły Radziwiłłówny musiały być warte fortunę. Aby
uzmysłowić sobie ich wartość, wystarczy kilka danych. Z
dokumentów z 1562 r., wymieniających wyprawę ślubną królewny
Katarzyny Jagiellonki, siostry Zygmunta Augusta a matki Zygmunta III
Wazy, wynika, że oprawa Katarzyny warta była ponad 100 tys.
talarów. Talar równał się wtedy 30 groszom, a grosz wystarczał
na przeciętne dzienne wyżywienie człowieka. Czyli ponad 100 tys.
talarów wystarczyłoby teoretycznie, by wyżywić przez jeden dzień
3 mln mieszkańców Rzeczypospolitej albo przez rok 8-tysięczne
miasto, a Barbara dysponowała biżuterią większej wartości niż
ta Katarzyny!
Po
śmierci Barbary w 1551 r., spowodowanej rakiem szyjki macicy, jej
klejnoty i kosztowne suknie Zygmunt August przechowywał na zamku w
Tykocinie. Wspaniałe ubiory, zgodnie z testamentem króla, miały
przypaść Annie Jagiellonce, jednak już jesienią 1574 r. okazało
się, że – złożone w piwnicach zamkowych – padły pastwą
szczurów. Ale co stało się z bajecznymi wprost perłami królowej?
Król
zastrzegł w swoim testamencie, że kosztowne szaty, perły,
pierścienie, bransolety, łańcuchy, zapony itp., w skład których
wchodziła także biżuteria po żonie Barbarze, miały być
rozdzielone między trzema jego siostrami: Zofią, Anną i Katarzyną,
oprócz kosztownych szat królowej Barbary, które w całości miały
przypaść siostrze Annie Jagiellonce. W rzeczywistości nazajutrz po
śmierci króla kosztowności opieczętowano i nie dotarły do
wszystkich spadkobierczyń. Ostatecznie znalazły się w posiadaniu
Anny. Bardzo się nimi szczyciła. Być może szczególnie piękne
perły, będące przedmiotem podziwu Anny Habsburżanki, pierwszej
żony Zygmunta III Wazy, znane z opisów na dworze habsburskim w
Wiedniu, pochodziły ze spadku po Barbarze. Anna Jagiellonka nie
otrzymała jednak drogocennych, haftowanych perłami i dekorowanych
klejnotami sukien królowej Barbary. W jednym z listów do siostry
Zofii pisała, że te najpiękniejsze, zamknięte w piwnicach
Tykocina, zjadły szczury
– mówiła dr Ewa Letkiewicz.
Źródło. Kolejny raz Barbara (tu mdlejąca, poważnie już chora) w perłach.
Zjawa Barbary Radziwiłłówny Wojciech Gerson. Barbara po raz kolejny w perłach. Źródło.
21
września 1931 r. w nieznanej krypcie bazyliki wileńskiej odkryto
groby: króla Aleksandra Jagiellończyka oraz dwóch żon Zygmunta
Augusta: Elżbiety Habsburżanki oraz ukochanej Barbary
Radziwiłłówny. Na zachowanym prawie w całości szkielecie
odnaleziono srebrną złoconą koronę, takież berło i jabłko,
szczerozłoty łańcuch, trzy kosztowne pierścienie oraz dwie
srebrne tabliczki z tekstami łacińskimi. Badacze i artyści mogli
przekonać się na własne oczy, jak hojnie Zygmunt August wyposażył
swą małżonkę na ostatnią drogę – pisała dr Hanna
Widacka. Jak wskazuje dr Ewa Letkiewicz, insygnia pogrzebowe Barbary
były wykonane bardzo starannie, ze srebra wysokiej próby, zaś
srebrna tabliczka z wieka trumny została opatrzona herbami
Radziwiłłów, Polski i Litwy. Pereł tam nie było, a kosztowności
zaginęły w zawierusze II wojny światowej.
Perły
królowej ukradziono zapewne zaraz po śmierci Zygmunta Augusta.
Zmarł on na zamku w Knyszynie 7 lipca 1572 r. Obecni przy nim
senatorowie opieczętowali komnaty, w których mieściły się rzeczy
po królowej Barbarze, srebra i inne cenne przedmioty. Jednak szybko
rozpoczęła się grabież skarbów. Zamieszana w nią była kamaryla
Jerzego i Mikołaja Mniszchów. W podsumowaniu przeprowadzonego przez
specjalną, powołaną przez sejm „komisję śledzczą”
dochodzenia (17 kwietnia 1573 r.) zapisano: Mniszchowie i
Mniszchów klienci, Giżanka i inne nierządnice, jako też ich
służba i krewni z tego źródła używają bogatych dochodów.
Ładowne skrzynie i ciężkie wory wynoszono na cztery doby przed
zgonem monarchy i w noc po jego śmierci. Chaotyczne
i krótkie rządy następcy ostatniego z Jagiellonów – Henryka
Walezego – nie sprzyjały wyjaśnieniu skandalu. Po
ucieczce Henryka Walezego sprawa nie miała jednak dalszego toku.
Przeciwnie, Jerzy Mniszech otrzymywał coraz wyższe dygnitarstwa,
wreszcie został wojewodą sandomierskim. Olbrzymie bogactwa
umożliwiły mu finansowanie wyprawy na Moskwę, gdy wydał swą
córkę Marynę za cara Dymitra Samozwańca
– wskazywał Stanisław Szenic. Niewykluczone, że jakieś
królewskie precjoza Mniszchowie Marynie, żonie cara, co okazało
się chyba dla niej zgubne, jeśli wierzyć przesądom. Obie bowiem
władczynie skończyły źle: schorowana Barbara zmarła w wieku 31
lat, zaś Maryna sczezła uwięziona na Wschodzie w wieku 27 lat.
A
co z perłami? Trop wiedzie nas do Anglii Tudorów. W 1914 r. jeden z
kustoszów British Museum w Londynie odkrył korespondencję królowej
angielskiej Elżbiety I Tudor, w której polecała ona swoim agentom
w Polsce nabycie dla niej pereł Radziwiłłówny. Tą drogą
znalazły się one w królewskim skarbcu angielskim i w wyniku
działów spadkowych przypadły dworowi hanowerskiemu. Jak wspominał
pamiętnikarz i szambelan cesarza austriackiego, Marian Rosco
Bogdanowicz, w 1900 r. oglądał on – rzekomo te właśnie perły –
na szyi królowej hanowerskiej Marii, spadające długimi rzędami
prawie do kolan. Najstarsza jej córka, Maria Luiza księżniczka
Cumberland poślubiła księcia Maksa Badeńskiego, zapewne więc w
sejfie książąt badeńskich należałoby szukać pereł Barbary
Radziwiłłówny. Okazuje się, że o wyjątkowo cenne „perły
hanowerskie” gorączkowo procesowała się ze swym wujem księciem
Cumberlandu sama brytyjska królowa Wiktoria. Jednak chodziło nie o
perły pierwotnie znajdujące się w skarbcu Rzeczypospolitej, ale
Szkocji. Według branżowych opracowań („Gems & gemology” z
1985 r.) sąd orzekł wtedy, że mają pozostać przy władczyni i
jej następcach. Badacz Szenic, opierający się na relacji
Bogdanowicza, pomylił nazwiska i stopień pokrewieństwa
wymienionych przez siebie koronowanych głów (Maria Luiza
księżniczka Cumberland była nie córką, ale wnuczką, i nie
bezdzietnej Marii Hanowerskiej, lecz Marii Sachsen-Altenburg).
Powstaje pytanie, czy „wszędobylski” pamiętnikarz to osoba
godna zaufania. Zdaniem dr Letkiewicz źródła wskazują, że
Bogdanowicz był hochsztaplerem, wiodącym kompromitujące życie
aferzysty na dworze wiedeńskim, a potem w Paryżu, Brukseli i
Londynie. To podważa jego wiarygodność. Jednak dr Hanna
Widacka, autorka książek i publikacji o historii sztuki, nie uważa
rewelacji Bogdanowicza za wyssane z palca. Każde pamiętniki mają
znamiona pewnej konfabulacji, to nieuniknione, lecz w tym przypadku
przedstawione zdarzenie wydaje się prawdopodobne. Dodam, że na
relacji Rosco Bogdanowicza opierają się wszyscy kolejni badacze, z
Szenicem włącznie. Bogdanowicz nie podaje, niestety, gdzie
konkretnie miała znajdować się korespondencja królowej Elżbiety
I z jej agentami w Polsce w sprawie zakupu pereł królowej Barbary.
Można się tylko domyślać, że spoczywała w jednym z londyńskich
archiwów i była tam jeszcze niedługo po 1914 r. Elżbieta I
rzeczywiście była wielką wielbicielką pereł. Brytyjskie źródła
potwierdzają, że chciała zgromadzić najwspanialszą ich kolekcję
w całej Europie. Część odziedziczyła, część zabrała Szkotom,
inne skupowała z Portugalii, Nawarry i Burgundii. Nie wiadomo, czy
pod tym kątem wysłała też agentów do Polski. Po śmierci króla
w 1572 r. mogłoby dojść do sprzedaży pereł, Elżbieta I panowała
do 1603 r. O „perłach Barbary Radziwiłłówny” nie wspominała
też nigdy brytyjska prasa (choć w 1900 r. pisała o rzekomej
kradzieży cennych pereł „rosyjskiej księżnej” Radziwiłłówny,
przebywającej właśnie w Londynie).
Tak
więc nie wiadomo, co stało się z perłami Barbary Radziwiłłówny.
Jeśli przejęli je Mniszchowie lub zjadły szczury, ślad po nich na
dobre zaginął. Za wiarygodną można uznać wersję o
odziedziczeniu klejnotów przez Annę, siostrę Zygmunta Augusta. Po
śmierci królowej Anny Jagiellonki klejnoty Jagiellonów przeszły
na rzecz skarbu Rzeczypospolitej. W dużej części zostały
rozproszone w latach 1611–1669. Prawdziwą ich zagładę przyniósł
jednak rok 1673, kiedy podczas sejmu zapadła uchwała o otwarciu
skarbca i wyjęciu z niego klejnotów na potrzeby Rzeczypospolitej.
Dużą część cennych przedmiotów zastawiono w Gdańsku, skąd
nigdy nie wróciły – wyjaśnia dr Ewa Letkiewicz. Ich lista
nie przetrwała. Możliwe, że były wśród nich perły Barbary,
które sfinansowały wojny Rzeczypospolitej...
Potomnym
pozostała kontemplacja pereł tylko na stosunkowo licznych
wizerunkach królowej Barbary. Wspaniale prezentują się one na
okazałej litografii François Greniera (1793 – 1867), odbitej w
paryskim zakładzie Josepha Lemerciera i wchodzącej w skład
luksusowego wydawnictwa Jana Kazimierza Wilczyńskiego Album
Wileńskie (Album de Wilna), jakie ukazało się w Paryżu w latach
1845 – 1875. Wzorem dla wspomnianej grafiki stał się
osiemnastowieczny portret nieświeski królowej, przedstawionej w
stroju koronacyjnym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz